O biurokracji sowieckiej - Andrzej Stawar

biurokracja_sowiecka
Biurokracja sowiecka

Analiza biurokracji sowieckiej autorstwa Andrzeja Stawara. Przewaga biurokracji w Związku Radzieckim nie była czymś przypadkowym: określiły ją niemożność bezpośredniego podniesienia zadań politycznych i gospodarczych przez klasę robotniczą, postawionych przez zwycięski przewrót w październiku 1917 r. Rozproszenie gospodarcze, olbrzymia przewaga ludności chłopskiej, skutki zarówno niszczące, jak i „konstruktywne” (rozbudowa aparatu państwowego), wojny domowej – te momenty w znacznej mierze określiły późniejszy rozwój.

Submitted by Dyjbas on May 29, 2017

Andrzej Stawar (Edward Janus, 1900-1961) – polski krytyk literacki i działacz komunistyczny. Urodził się w Warszawie w 1900, przerwał naukę wraz z zajęciem miasta przez Niemców w 1915. Jako niewykwalifikowany robotnik wkrótce zajął się samokształceniem. W latach 1919-22 odbył służbę wojskową, a w 1923 związał się z Komunistyczną Partią Robotniczą Polski (od 1925, KPP). Mocno zaangażował się w publicystykę, pisywał m.in. w Nowej Kulturze (1923-24), Wiadomościach Literackich (1925), Skamandrze (1926), Dźwigni (1927-28), Miesięczniku Literackim (1929-31), Pod Prąd (1934-36), i Nurcie (1937). Przewrót majowy ocenił negatywnie. W 1931, wraz z Broniewskim, Hemplem i Watem był więziony przez dwa miesiące za przynależność do redakcji Miesięcznika Literackiego. W 1934, wspólnie z działaczem KPP Romanem Jabłonowskim założył czasopismo Pod Prąd, w którym poddał krytycznej analizie sytuację w Związku Radzieckim. Skazany na ostracyzm, opuścił KPP, lecz pozostał niezależnym marksistą (krytycznym wobec stalinizmu jak i trockizmu). W 1939, po wybuchu drugiej wojny światowej, został zmobilizowany i wziął udział w kampanii wrześniowej. Działał w Komitecie ds. Opieki nad Polskimi Uchodźcami. W 1945 powrócił do Polski, na krótko podjął prace w Ministerstwie Kultury i Sztuki; pisywał m.in. w Kuźnicy (1946). Sprzeciwił się stalinowskiej dyscyplinie ideologicznej i odmówił poddania się samokrytyce, za co został objęty zakazem druku. Od 1949 do 1955 utrzymywał się jedynie z działalności translatorskiej. Podczas odwilży był członkiem Klubu Krzywego Koła, pisywał m.in. w Dialogu (1956-58), Nowej Kulturze (1958-1960). W 1960, ciężko chory, wyjechał do Francji na leczenie. Tam zwrócił się do Jerzego Giedroycia z prośbą wydania swych przedwojennych pism, objętych cenzurą w PRL. Stawar zmarł w Saint-Germain-en-Laye 5 sierpnia 1961. We wrześniu 1961 jego Pisma ostatnie ukazały się w Bibliotece „Kultury”.

Poniższy artykuł, p.t. O biurokracji sowieckiej, pochodzi z czasopisma Pod Prąd (1934), a wznowiony został w zbiorze Pisma ostatnie (1961).

O biurokracji sowieckiej (1934)

Zakres zagadnienia

Byłoby dziś zbyteczne dowodzić znaczenia rewolucji 1917. Historyczny przełom dokonany wówczas, daleki jest jeszcze od wyczerpania swej treści. Ale zjawiska zachodzące są bardziej złożone, koleje przemian bardziej skomplikowane, niż mogło się to przedstawiać przed laty piętnastu czy dziesięciu. Dziś jeszcze trudno o zamkniętą, zakończoną formułę dla całości tego różnostronnego procesu, który znany jest pod ogólnym mianem rewolucji październikowej, procesu niezakończonego bynajmniej. Mamy już w każdym razie do czynienia z pewnym odcinkiem cyklu, możemy określić działające na tym odcinku tendencje. Jakkolwiek trudności leżące przed tematem są znaczne i trudno ich wszystkich uniknąć, podniesienie jego usprawiedliwia fakt, że tu mogą mieć znaczenie poszczególne przyczynki, oświetlające kwestie niekompletnie, ale które przy połączeniu mogą dać obraz bardziej całkowity.

Jeżeli ujmiemy rzecz z perspektywy tak stosunkowo „niewielkiej”, jak ostatnie dwa dziesięciolecia, to na pierwszy plan wysuwa się ogrom przemian. Kolosalność skoku od na pół feudalnej monarchii z przywilejami stanowymi, ze słabym, pozbawionym praw proletariatem, półpańszczyźnianym chłopstwem do rządu socjalistycznego, do dyktatury proletariatu, zasłania niejednokrotnie głębszy mechanizm przemian, sprzeczności tkwiące głębiej. Odgrywa tu rolę kontrast ze stanem rzeczy w „przodujących” krajach europejskich – opanowanie przez najdziksze, najbezwzględniejsze formy reakcji kraju, który stanowił sumę dawnego ruchu socjalistycznego.

Kolosalny rozmach rewolucji lutowej i październikowej, obalenie caratu, zwycięstwo nad klasami posiadającymi, zdobycie ziemi, fabryk i władzy przez masy pracujące, olbrzymia panorama stoczonej zwycięsko wojny domowej, utrwalanie się władzy sowieckiej w walce z niezliczonymi trudnościami – cała ta niesłychana epopeja rewolucyjna wywarła niezatarty wpływ na świadomość innych krajów. Wpłynęło to na przyjmowanie przede wszystkim głównego planu tego obrazu, fasady zjawisk. Ale zasłoniło to procesy wewnętrzne, bynajmniej niejednorodne, pełne różnorakich sprzeczności, powikłań związanych z całą przeszłością historyczną kraju, jego stanem gospodarczym, strukturą ludnościową, oraz powikłań zewnętrznych, związanych z otoczeniem kapitalistycznym. Wysunęły się na pierwszy plan dwa kontrastowe oświetlenia. Powstała cała szeroko rozwinięta literatura pamfletowa, w której nie najmniejszy udział brała przysięgła „straż pożarna” ustroju kapitalistycznego, reformiści wszystkich odcieni.

Nic dziwnego, że na tym etapie na tle zaostrzających się przeciwieństw musiała powstać reakcja obronna, wyrażająca się w bezwzględnej apologii. Ta apologia w prasie marksistowskiej wyrażała się przede wszystkim w tuszowaniu faktycznym wszelkich sprzeczności wewnętrznych, powstałych na gruncie nowego reżimu, negowaniu wszelkich konfliktów o głębszym znaczeniu, ewentualnie podawaniu ich w najbardziej osłabionej formie. W wyniku reakcji na oszczerstwa powstał zrozumiały pęd nie tylko tuszowania przeciwieństw, nawet bijących w oczy, ale bezpardonowego gloryfikowania rzeczy, które najmniej się do gloryfikacji nadawały. Wysuwano tu na pierwszy plan obronę przed atakami z zewnątrz, słuszny wzgląd obrony nowego ustroju, choć to nie tłumaczyło wszystkiego. Kwestia zaczęła być ujmowana czysto sentymentalnie, z punktu widzenia jednostronnego apelowania do uczuciowej reakcji klasy robotniczej, wiążącej się z wielkimi wypadkami historycznymi. Wielka najelementarniejsza, najbardziej uzasadniona krytyka, brana była na noże. Jeśli nawet mówiono o niebezpieczeństwach wewnętrznych nowego ustroju, to wedle znanego wyrażenia ceniono je na sposób biegu wyścigowca przeskakującego wszystkie przeszkody. Nie ma co się rozwodzić o negatywnych skutkach takiego jednostronnego przedstawienia.

Obraz konkretnych sprzeczności, sięgających głęboko przeciwieństw całej epoki historycznej, walk klasowych cofnięć głębokich, borykania się z dziedzictwem przeszłości, trudności, które dalekie są jeszcze do rozwiązania, zastąpiono przez obraz, omal że karmelkowy, kraju socjalizmu, w którym jeśli istnieją jakieś przeciwieństwa wewnętrzne, to natury raczej technicznej, usuwane brawurowo, a rozdmuchiwane tylko przez złą wolę wrogów. W ten sposób sprawy bardzo istotne, zagadnienia podstawowe dla marksisty przechodząc przez strychulec administracyjny, redukowały się do zupełnie nieznaczących objawów.

Co gorsza rozpatrywanie zagadnień ogólniejszych, międzynarodowych, podporządkowane zostało koniecznościom tworzenia i utrwalania wspomnianego obrazu. Sprawą tą zajmujemy się na innym miejscu. Trzeba jednak zauważyć, że właśnie na tym ogólniejszym tle powstało wśród elementów robotniczych zainteresowanie się zagadnieniami natury bardziej złożonej. Pod tym względem impuls niezawodnie dała niemiecka katastrofa. Działa tu nawet nie tyle ogromny moment rozczarowania do ludzi, którzy zastrzegali sobie monopol na marksistowskie wyjaśnienie zjawisk – tu jest coś więcej: przeprowadzanie konfrontacji procesów, które widzieliśmy w ruchu robotniczym krajów zachodnich, z teoriami wygłaszanymi, z praktyką stosowaną powszechnie, dało wyniki porównawcze, których nic usunąć nie może. To zestawienie pozostaje. Z tego względu zainteresowanie się marksistów tym razem bardziej krytyczne, które wzbudziło się dla wewnętrznych procesów rewolucji rosyjskiej jest tym bardziej symptomatyczne, że łączy się z objawami ożywienia ideologicznego, pod wpływem szeregu porażek, poszukiwania nowych rozwiązań. To jest jedyna pozytywna strona dzisiejszego zamętu ideologicznego i jedyna korzyść (aczkolwiek mówienie o korzyściach może się wydać urąganiem) które z tej sytuacji można uzyskać. Spośród tych zagadnień wewnętrznych reżimu sowieckiego na pierwszy plan występują kwestie, związane z przesunięciami w łonie nowego społeczeństwa i powstaniem wyosobnionej warstwy kierowniczej, tego co się określa mianem biurokracji sowieckiej. Otóż nie siląc się bynajmniej na kompletne wyczerpanie przedmiotu, spróbujemy postawić te sprawy choćby w sposób ułamkowy, ale który może zbliżyć nas do ujęcia istoty zjawiska w jego fazie dzisiejszej.

„Państwo robotnicze z biurokratycznym zniekształceniem”

Zagadnienie biurokracji sowieckiej było rozpatrywane w licznych pracach Trockiego. Mówi on rzeczy bezsporne o ile wykazuje istnienie biurokracji jako warstwy, podkreślając negację tego faktu przez tę biurokrację.

„Biurokracja nie tylko, pisze on, że nie pozwala na krytyczne słowo z dołu w wyż, a nawet zakazuje swym teoretykom o niej mówić lub choćby zauważać ją… Z robotniczego charakteru państwa wywodzi biurokracja swą nieomylność: jakże może wyrodzić się biurokracja państwa robotniczego! Państwo i biurokracja traktowane są przy tym nie jako historyczne procesy, lecz jako wieczne kategorie” („Co dalej”).

Ale dając szerokie wyjaśnienie zboczeń biurokratycznych wypowiada poglądy nieodpowiadające faktom historycznym. Szczególnie sporny jest nacisk na chronologiczny początek wyosobniania się biurokracji:

„Co się stało w okresie poleninowskim? Cała kierująca warstwa partii i państwa, która zrobiła rewolucję i wojnę domową, została wyparta, usunięta i rozbita. Jej miejsce zajął bezosobowy urzędnik... Równocześnie walka przeciw biurokratyzmowi, która za czasów, kiedy biurokracja ledwo ledwo co z pieluch wyrosła, posiadała taki ostry charakter, zupełnie ustała teraz, gdy aparat wystrzelił pod niebiosa”. („Co dalej”).

To sformułowanie jest typowe dla oceny biurokracji przez Trockiego przez pomieszanie rzeczy słusznych z niesłusznymi i dwuznaczne postawienie sprawy. (O przyczynach tego wspomnimy dalej). A więc nieścisłością jest twierdzić, że cała kierująca warstwa, która zrobiła rewolucję i wojnę domową, została usunięta i rozbita. Jeśli tego bezosobowego urzędnika przyjmiemy jako symbol biurokracji, to odegrał on bardzo ważną rolę jeśli nie w przygotowaniach do zwycięstwa rewolucji, to przynajmniej w wojnie domowej. (Te sprawy trzeba odróżniać). Jeszcze większe uproszczenie wiąże się z ustanowieniem dat choroby i śmierci Lenina jako daty przełomowej, co autor stale wysuwa. Nikt nie będzie kwestionował olbrzymiej roli Lenina w rewolucji, ale tam, gdzie idzie o grę sił społecznych, o powstanie całej milionowej formacji społecznej, o ile stoimy na gruncie marksizmu, trudno uznać, by najbardziej wpływowa jednostka mogła odwrócić bieg procesu społecznego.

Możliwość uzurpatorskich tendencji aparatu po rewolucji w literaturze marksowskiej rozpatrywana była przed kilku dziesiątkami lat, zwłaszcza w związku z doświadczeniami Komuny Paryskiej 1871 r. Engels charakteryzując państwową i ultracentralistyczną politykę blankistów pisał, że

„...klasa robotnicza o ile nie chce stracić swej własnej dopiero co zdobytej władzy, musi z jednej strony usunąć cały aparat ucisku dotąd używany przeciw niej samej, z drugiej zaś musi się zabezpieczyć przed swymi posłami i urzędnikami, ogłaszając ich wszystkich bez wyjątku jako usuwalnych w każdym czasie”. (Przedmowa do „Walk klasowych we Francji”).

Dla Engelsa zagadnienie zniszczenia starego aparatu państwowego łączy się bardzo ściśle z zagadnieniem obrony i zabezpieczenia się przed własnymi, przez klasę robotniczą delegowanymi urzędnikami, przed ich uzurpatorskimi zapędami. Teza ta ilustrowana była przykładami, których nie będę przytaczał. Obszernie i gruntownie sprawa ta omawiana była w „Państwie i rewolucji”, bezpośrednio przed wypadkami październikowymi. Autor wykazuje szczegółowo tendencje, które będą skłaniać „delegatów i funkcjonariuszy” do wyosobnienia się w osobny klan urzędniczy, postawienia się ponad masą. Przewidziane są też środki dla przeciwdziałania tym tendencjom: wybieralność i usuwalność bezpośrednio przez masy, wynagrodzenie nie wyższe od płacy robotniczej. (Lenin idzie tak daleko, że przewidując możliwość obchodzenia tego punktu zastrzega się nawet przed wypłacaniem urzędnikom jakichkolwiek funduszów dyspozycyjnych). Można by z tą książką w ręku punkt po punkcie wykazywać z jakiego gruntu czerpie siłę dzisiejsze usamodzielnienie się aparatu urzędniczego. Ale właśnie dlatego nie możemy się ograniczyć do „okresu poleninowskiego”, musimy sięgnąć znacznie wcześniej właśnie do okresu wojny domowej, do tego splotu przyczyn gospodarczych, społecznych i politycznych, które zmusiły nowe władze do przyjęcia systemu zmieniającego zarówno pojęcia o okresie przechodnim do nowego społeczeństwa, jak i samo pojmowanie dyktatury. Przecież już w 1919 r. termin „państwo robotnicze z biurokratycznym zniekształceniem” znajduje się w programie R.K.P. Wprowadzenie tego terminu nie przyszło bynajmniej łatwo, a wprowadzono go dla odzwierciedlenia realnych przemian, których nowa władza nie mogła i nie potrzebowała tuszować.

O przyczynach i konieczności obiektywnej tych zmian dla utrzymania władzy sowieckiej pisano bardzo dużo. Byłoby bezużyteczną rzeczą wdawać się w przypominanie ówczesnych sporów na ten temat. Ważne tu jest zdanie sobie sprawy z pierwszorzędnego znaczenia ówczesnych przemian i związku ich z dalszym rozwojem wypadków.

Nikt sobie dokładniej nie zdawał sprawy z tej ogromnej przemiany jakościowej państwa, niż sam Lenin. Wystarczy przytoczyć kilka polemicznych wystąpień, związanych głównie z głośną dyskusją o związkach zawodowych z r. 1920-21. Cała ta dyskusja wynikała z różnic w pojmowaniu stosunku państwa sowieckiego do robotników i jego dwoistej roli.

Trocki twierdzi zupełnie słusznie, że w tej dyskusji sprawa związków zawodowych stanowiła punkt wyjścia dla ujawniania różnic w sprawach całokształtu ówczesnej sytuacji. Zresztą autor ten ze swej strony przekuwa dyskusję na tor polityki gospodarczej przede wszystkim – różnice gospodarcze uważa za istotne, resztę sprowadza do kwestii raczej technicznych. To wyjaśnia się chęcią pokrycia konsekwencji swego ówczesnego stanowiska. Dyskusja obejmowała i to przede wszystkim sprawy związane ze stosunkiem państwa sowieckiego do proletariatu.

Koncepcja ówczesnych zwolenników Trockiego „upaństwowienia” związków, poddania ich kierownictwu aparatu opierała się na specjalnym pojmowaniu stosunku klasy robotniczej do aparatu państwowego. Rozumowanie było takie: związki zawodowe w państwie kapitalistycznym bronią interesów klasy robotniczej, w państwie sowieckim nie mogą uzasadniać swego bytu obroną tych interesów, przed kim bronić klasy robotniczej, skoro władza i tak jest robotnicza – stąd nowa ich rola jako ogniw aparatu państwowego. (Ten program upaństwowienia związków zawodowych łączył się ze sprawą militaryzacji pracy). Stanowisko to spotkało się z ostrym sprzeciwem Lenina, i właśnie na gruncie odmiennego pojmowania roli państwa sowieckiego.1

Protestując przeciwko tym zakusom powiadał: „Nasze teraźniejsze państwo jest takie, że proletariat zorganizowany pogłównie musi się bronić”, a w broszurze, pisanej w obronie swego stanowiska, odpiera sformułowanie Trockiego, że związki zawodowe straciły w państwie sowieckim dawną podstawę swego istnienia, klasową walkę ekonomiczną. Pisze m.in.:

„...to jest niesłuszne, to zbyt pospieszna przesada: związki zawodowe utraciły taką podstawę, jak klasowa walka ekonomiczna, ale wcale nie utraciły i niestety na długie lata nie mogą utracić takiej podstawy, jak nieklasowa walka ekonomiczna w sensie walki z biurokratycznymi zniekształceniami aparatu sowieckiego, w sensie obrony materialnych i duchowych interesów klasy pracującej, drogami i środkami niedostępnymi dla tego aparatu” („Jeszcze raz o związkach zawodowych”).

Jak widzimy, sformułowanie dość wyraźne: odgraniczenie specjalnych interesów klasy robotniczej od uroszczeń biurokracji2 , która mogłaby narzucać klasie robotniczej swe postulaty, niezgodne z materialnymi i duchowymi interesami tej ostatniej. Trzeba podkreślić, że te słowa ujmujące dwoistą rolę państwa sowieckiego zostały napisane jeszcze przed wprowadzaniem NEP-u. Istnienie zwyrodnień aparatowych powodowało konieczność codziennej walki robotnika o swoje prawa i dlatego chodziło o zapewnienie robotnikom oparcia w tej walce. Stanowisko to staje się zrozumiałe w związku z innymi wynurzeniami Lenina z tego okresu. Co krok spotyka się stwierdzenia ogromnego wzrostu biurokracji, przetwarzania się niektórych dawnych rewolucjonistów w specjalny dygnitariat, podkreśla się niepodatność tej nowej warstwy rządzącej na wymagania mas. Dla scharakteryzowania atmosfery tych sporów warto przypomnieć zwłaszcza referat „O związkach zawodowych, o chwili bieżącej i o błędach t. Trockiego”. „Trocki mówi o państwie robotniczym. Pozwólcie, ale to jest abstrakcja. Kiedyśmy w 1917 r. pisali o państwie robotniczym, to było zrozumiałe, ale teraz, kiedy nam powiadają: «Po co bronić, przed kim bronić klasę robotniczą, przecież burżuazji nie ma, przecież państwo jest robotnicze», to tutaj robi się jawną omyłkę. Niezupełnie robotnicze, w tym cała rzecz”. Przeciwnicy operowali tym terminem „państwo robotnicze” w demagogiczny sposób zbijając twierdzenia Lenina kiedy mówił: „Mamy państwo w rzeczywistości nie robotnicze, ale robotniczo-chłopskie – to po pierwsze. A z tego wiele wynika (...)” Wtedy powstała ciekawa wymiana zdań. „I chociaż Bucharin z tyłu woła «jakie robotniczo-chłopskie?» to na to odpowiadać nie będę. A kto chce niech sobie przypomni tylko co zakończony zjazd Sowietów i w tym już jest odpowiedź”. Dalej ciągnął:

„Ale mało tego. Z naszego programu partyjnego widać (...) że państwo mamy robotnicze z biurokratycznym zniekształceniem (izwraszczeniem). I my tę smutną – jakby to rzec – etykietę, czy co, musieliśmy zawiesić. Oto realność przejścia”. Niezmiernie charakterystyczne jest sprostowanie powyższych sformułowań w broszurze „Kryzys partii”. Podkreślając prawowitość zdumienia bucharinowskiego Lenin daje nieco zmienione sformułowanie tej samej myśli w słowach: „Powinienem był powiedzieć: Państwo robotnicze jest abstrakcją. A w rzeczywistości mamy państwo robotnicze po pierwsze z tą osobliwością, że w kraju przeważa nie robotnicza, ale chłopska ludność; po drugie państwo robotnicze z biurokratycznym zniekształceniem. Czytelnik, który zechce przeczytać całe moje przemówienie, ujrzy, że z powoju tej poprawki nie zmienił się ani tok mojej argumentacji, ani moje wywody”. Charakterystyczny jest zresztą obronny ton powyższej repliki, świadczący jak poważny opór znajdowały już podówczas te sformułowania.

To jest zresztą zrozumiale. Właśnie dla elementów zaabsorbowanych rozbudową aparatu państwowego, podporządkowywaniem mu wszystkich sił społecznych, stanowisko Lenina było nie na rękę. Stąd demagogia na temat, że w ten sposób kwestionuje robotniczy charakter państwa. Nawiasem mówiąc, w wielu dzisiejszych rozporządzeniach stalinowskich widać ślady idei ówczesnych „państwowców”. Takie posunięcia, jak przymocowanie robotnika do fabryk, zakaz zmiany pracy, podporządkowanie związków zawodowych komisariatowi pracy, a nawet wydziały polityczne, to realizacja idei armii pracy i upaństwowienia związków w nowych warunkach.

Gospodarka i kultura

Dla wielu ówczesnych marksistów zjawienie się tego potężnego aparatu, rządzącego arbitralnie, przywłaszczającego sobie lwią część ze szczupłych zasobów konsumpcyjnych nowego społeczeństwa, aparatu w którym elementy proletariackie stanowiły mniejszość, wydawało się z początku czymś przypadkowym, rezultatem jakichś zaniedbań, jakichś gaf. Wydawało się, że można znieść biurokrację przy pomocy odpowiednich dekretów, które by ponownemu zjawieniu się jej zapobiegły na zawsze. Już bardzo prędko wyjaśniło się, że powstanie i istnienie biurokracji związane jest z warunkami obiektywnymi całej gospodarczo-społecznej struktury kraju.

Jako podstawowy moment wysuwano słusznie stanowczą przewagę drobnej wytwórczości odziedziczoną po starym reżimie, niesłychanie rozproszkowaną gospodarkę, nie tylko na wsi, gdzie istniejące jeszcze przed rewolucją wielkie kompleksy gospodarcze prawie zupełnie zniknęły, ale i w mieście. L. Kricman w swej książce „Heroiczny okres wielkiej rewolucji rosyjskiej” tak określa gospodarcze korzenie biurokratyzmu:

„Jeden z korzeni tego biurokratyzmu sowieckiego leżał w wyjściu poza granicę wielkiej gospodarki, w przeciążeniu proletariacko-naturalnej organizacji gospodarczej olbrzymią ilością drobnych przedsiębiorstw, powodującym niemożliwość rzeczywistego, a nie tylko papierowego, związku z oddzielnymi jednostkami gospodarczymi, zmuszonym dlatego do czysto papierowego podejścia do sprawy, już z racji nadzwyczajnej obfitości spraw i niemożności ich rozwiązania na podstawie drobiazgowej analizy każdej z nich. Drugi korzeń sowieckiego biurokratyzmu leżał w wyjściu rewolucji poza granice bezpośrednio przed nią stojących, a nie rozwiązanych przez nią zadań, w przedwczesnym postawieniu zadania przebudowy ogólnych stosunków gospodarczych na tym jej stadium, kiedy nie była w zasadzie ukończona przebudowa specyficznych stosunków ekonomicznych, a nawet politycznych” (str. 148). (Autorowi chodzi nie tylko o konieczność pracy na bazie starej techniki, ale i o konieczność funkcjonowania starej inteligencji technicznej, częściowo wrogiej, a w najlepszym nawet razie nieprzystosowanej do nowych zadań).3

Obok tego rozproszenia gospodarki, związanego z zacofaniem kraju działały przyczyny inne, związane z wojną domową. Spadek produkcji był niejednakowy na wsi i w mieście. Jeśli obszar zasiewów spadł w porównaniu z r. 1913 o 12%, a urodzaj o 30% w r. 1920, to w tym samym czasie wartość ogólna produkcji przemysłowej spadła o 82%, a jeśli idzie o przemysł ciężki, górnictwo jeszcze więcej. (Żelazo dawało 2,4% przedwojennej produkcji, wydobycie rudy żelazo 1,7% itd.). Ogromne zmniejszenie wymiany ekonomicznej między wsią a miastem spowodowało konieczność stosowania na ogromną skalę przymusu gospodarczego. Trzeba tu mieć na uwadze rolę specyficznego opodatkowania wojennego (rekwizycje, kontyngenty), które stanowiło bodaj główną podstawę utrzymania miast. To nie mogło być wydobyte bez kolosalnego rozwoju aparatu biurokratycznego. Ale i po wprowadzeniu NEP-u rola jego się nie zmienia, przeciwieństwo między szybko podnoszącą się produkującą wsią a deficytowym miastem zostaje jeszcze przez dość długi okres.

Warto też podkreślić, iż drobny przemysł okazał się w tych warunkach bardziej wytrzymały od wielkiego, dając o wiele mniejszy spadek wytwórczości (w 1920 roku 43% przedwojennej, gdy wielki przemysł dał koło 18%).

Zresztą dla oceny zmian zachodzących w społeczeństwie, wzrostu wagi biurokracji, nie wystarcza sam fakt rozproszkowania gospodarki, będący wynikiem zacofania kraju. Trzeba te rzeczy brać w związku z urobioną historycznie strukturą socjalną. Przewrót zmienił radykalnie ustosunkowanie sił głównych klas: proletariatu i burżuazji, wstrząsnął elementami pośrednimi, usunął prawno-obyczajową nadbudowę starego społeczeństwa, ale ostatecznie władza wyszła z przewrotu zmuszona była do kompromisu z tymi żywiołami starego społeczeństwa, których siłę stanowiło posiadanie monopolu kulturalnego. Wywłaszczenie milionowych rzesz drobnomieszczaństwa oddało je faktycznie na służbę państwu pod różnymi postaciami, no i na utrzymanie państwa. (Bezrobocia nie było w owych czasach, jak zresztą i obecnie). Kolosalne zwiększenie liczby funkcjonariuszy państwowych wszelkiego rodzaju powoduje, iż stają się oni główną co do liczebności warstwą ludności miejskiej.4

Przy omawianiu tamtego okresu bardzo często bagatelizuje się te rzeczy. Efektowny obraz wojny domowej, najwyższego natężenia sił walczących klas przesłaniał obraz przemian wewnętrznych w łonie nowego społeczeństwa. Często przedstawia się te przemiany jako posunięcia natury niemal technicznej: „kupowanie” sił wykwalifikowanych, specjalistów we wszystkich działach maszyny państwowej i gospodarczej (tak się przedstawia zejście z drogi maksimum płac). Ale to przecież nie było „kupowanie” oddzielnych jednostek. Tam, gdzie wchodzą w grę setki tysięcy i miliony, gdzie idzie o całe warstwy, tam posunięcia takie wchodzą w zakres polityki społecznej. Można by tu dać porównanie do ustępstw reformistycznych rządów kapitalistycznych w stosunku do robotników. Tylko, że tu było na odwrót, tutaj władza proletariacka dawała ustępstwa elementom zrosłym z dawnym ustrojem, by je zjednać lub przynajmniej zneutralizować.

Cel bezpośredni władzy klasowej dającej pewne „reformy” jest zawsze ten sam. Nie może tu iść o zjednanie głównego wroga, bo na to żadne cząstkowe ustępstwa ze swej polityki na dłuższa metę nie pomogą. Idzie tu o zjednanie sobie, lub zneutralizowanie takich elementów społecznych, które zjednane być mogą. Ustępstwa wspomniane zjednywały znaczną część kadr technicznych starego społeczeństwa, ułatwiły pokonanie najgłówniejszego wroga. Te przyswojone żywioły przedstawiły swój rachunek historyczny – i byłoby dziwne, gdyby go nie przedstawiły. Nie należy oczywiście uważać, że milionowa masa aparatowa stała się od razu czymś jednorodnym – czymś jednorodnym nie jest i dziś jeszcze. Obok elementów wysuniętych przez rewolucję, robotników z warsztatu, chłopów, zawodowych rewolucjonistów minionego okresu, nadających charakter klasowy działaniom tego aparatu, mamy tu ogromną liczbę przedstawicieli starego społeczeństwa, z najróżniejszych środowisk: od inżyniera konstruktora do majstra fabrycznego, od generała broni do feldfebla. Siły tej masy (początkowo zresztą wyodrębniającej się bardzo jaskrawo w swej na pół wymuszonej współpracy) nie należy bynajmniej szukać w jej liczebności tylko. Elementy te posiadały monopol kulturalny, a w każdym razie coś podobnego do niego. Skonstruowanie maszyny czy zorganizowanie biura, sporządzenie planu czy nauczanie dzieci w szkole, wszystko pociągało za sobą korzystanie z usług tych ludzi, często oddawanie im w ręce faktycznego kierunku.

W przystępny, obrazowy sposób oświetlił to zjawisko Lenin, w jednym ze swoich ostatnich wystąpień w 1922 r. Stwierdziwszy, że wszystkie siły kraju są w rękach komunistów, zarówno siły ekonomiczne, jak i siły polityczne, powiada poglądowo:

„Ale jeśli wziąć Moskwę – 4700 odpowiedzialnych komunistów – i wziąć całą tę biurokratyczną maszynę, masę – kto kogo prowadzi? Bardzo wątpię, czy można by powiedzieć, że komuniści prowadzą tę masę. Gdyby tak powiedzieć prawdę, to nie oni prowadzą, ale ich prowadzą. Tutaj zaszło coś podobnego do tego, co nam w dzieciństwie opowiadano na lekcjach historii. Uczono nas: bywa, że jeden naród zawojuje drugi, a wtedy ten naród, który zawojował, zostaje zdobywcą, a zwyciężony nazywa się podbitym. To jest bardzo proste i zrozumiałe dla wszystkich. Ale co dzieje z kulturą tych narodów? To nie jest takie proste. Jeśli naród, który zawojował jest kulturalniejszy od zwyciężonego, to narzuca mu swoją kulturę, a gdy jest odwrotnie, staje się, że zwyciężony swoją kulturę narzuca zdobywcy. Czy nie mamy czegoś podobnego w stolicy RSFSR i czy nie wyszło tak, że 4700 komunistów – prawie cała dywizja, wszystko najlepsi z najlepszych – okazali się podporządkowani obcej kulturze? Prawda, można by tu odnieść wrażenie, że zwyciężeni posiadają wysoką kulturę. Nic podobnego. Kulturę posiadają mizerną, nędzną, ale mają jej przecie więcej, niż my” (Sprawozdanie polityczne Komitetu Centralnego na XI Zjeździe).

To był problemat najważniejszy i nie liczby tutaj decydowały o kierunku rozwoju.

Opozycja robotnicza

Powyżej wskazałem na te fakty z okresu pierwszych lat, które najwalniej wpłynęły na uformowanie się biurokracji i których nie można pomijać, jeśli w ogóle chce się zrozumieć sprawę. Dzisiejszy układ stosunków poprzedzony był dłuższym okresem przygotowawczym. Dyktatura aparatu, jego wyniesienie się i usamodzielnienie nie było wynikiem jakiegoś nagłego zwrotu. Dokonywało się to stopniowo. Tutaj trzeba odróżniać utrwalenie się pewnych zasad od ich realizacji, ta ostatnia często wydaje się zapoczątkowaniem, gdy w rzeczywistości stanowi ona wynik dłuższego przygotowania, stanowi wyciągnięcie wniosków z przesłanek już utrwalonych.

Z tego punktu widzenia należy również rozpatrywać sprawę dyktatury aparatu i likwidacji demokracji zarówno w skali ogólnoproletariackiej, jak i organizacyjnej. Trocki próbuje tę sprawę zwłaszcza przenieść do okresu późniejszego ze względów wyżej wspomnianych. Wskazałem na przesłanki obiektywne procesu biurokratyzacji, które pchnęły rozwój w tym właśnie kierunku i na które najlepsza wola niewiele mogła poradzić. I tutaj punktem wyjścia były lata 1921-22, okres dyskusji o związkach zawodowych i początki nowej polityki ekonomicznej. Jest to zarazem okres stabilizacji aparatu i rozwinięcia jego nowej roli.

Wojna domowa stworzyła warunki powstania odrębnej, komenderującej grupy i dała moralny autorytet jej wyodrębnieniu się. Do rozwinięcia rządów biurokratycznych doprowadziło „arbitrażowe” stanowisko, którego grunt tworzyła nowa polityka ekonomiczna i nowe postacie przeciwieństw przez nią wytworzone. Tu najelementarniejsze rzeczy zostały zatarte i wypaczone przez późniejszych interpretatorów i gloryfikatorów.

W swoich wystąpieniach wyjaśniających te zmiany, Lenin, osobistość chyba najbardziej powołana, stale wykazuje ścisłe ich powiązania z polityką gospodarczą roku 1917. Okres komunizmu wojennego i jego polityka gospodarcza podawany jest tu jako pewne naruszenie ciągłości i planowości przemian. W tym znaczeniu NEP nie był tak dalekim odwrotem, jak to wielu ludziom się wydawało. Ale ogromne pogłębienie przewrotu socjalnego, przeniesienie go w sam rdzeń stosunków wiejskich, dało zupełne fałszywe perspektywy możności prowadzenia gospodarki socjalistycznej w całkowitym znaczeniu. Rozczarowanie w szerokich masach było zupełnie zrozumiałe.

Rozczarowanie musiało się ujawniać na różne sposoby. Jeżeli już w okresie poprzednim władza w interesie zachowania przemysłu, prowadzenia wojny itd. angażowała speca, często notorycznego przeciwnika klasy robotniczej, opłacała go w złocie, zaspakajała jego potrzeby w ilości dziesięciokrotnie wyższej niż były zaspakajane potrzeby robotników, co z natury rzeczy wywoływało niejednokrotnie wzburzenie i interwencje bezpośrednich przedstawicieli robotników, to tu zjawiska te wystąpiły w stopniu nierównie potężniejszym. Legalizacja burżuazji nepmańskiej, pojawienie się ponowne spekulacji i uprawnionego wyzysku nie mogło, przy niesłychanej nędzy i wyniszczeniu proletariatu, nie wywołać odruchów ze strony mas i ich bezpośrednich wyrazicieli, w administracji próbujących na własną rękę i „we własnym zakresie korygować” zarządzenia władz centralnych. Z drugiej strony aparat rządowy państwa robotniczego, zmuszony jest bronić tej nowej burżuazji na wsi i w mieście przed atakami ze strony swych mocodawców klasowych. Naprężone do ostateczności przeciwieństwa powodują dalsze umacnianie pozycji aparatu. Logicznym wynikiem tej sytuacji (pomijam tu inne względy) jest tendencja do uszczuplania prerogatyw organów lokalnych, tendencja do większej centralizacji, do posiłkowania się mniej perswazją, a bardziej arbitralnym postępowaniem. Krępowanie organów samorządu rewolucyjnego otrzymuje nowe argumenty: powiększająca się rutyna wzmaga apetyty centrum, zmiany w zarządzaniu następują automatycznie drogą „ucierania się” drobnych i nieznacznych zmian, których nagromadzenie powoduje już bardziej poważne skutki. To tłumaczy wiele przemian, z 1921-22 r., w którym to okresie rozegrały się wstępne starcia określające nieraz przyszły układ sił i przyszłe wypadki. Tutaj trudno ustalić wyraźne terminy, niekiedy sprawy pierwszorzędnego znaczenia rozstrzygane były ubocznie, mimochodem. Taką sprawą jest przede wszystkim likwidacja znaczenia sowietów, jako samodzielnych organizacji, sprowadzenie ich ze stanowiska parlamentów robotniczych, do roli organu wykonawczego. Było rzeczą dość naturalną, że w okresie wojny domowej, gdy na pierwszy plan wystąpiły starcia orężnych sił, sowiety do pewnego stopnia musiały zejść w cień. Ale zakończenie wojny domowej położyło kres ich samodzielnemu istnieniu – logiczny wynik monopolu partyjnego.

Jeszcze w broszurze o „Dziecięcych chorobach lewicowości” (r. 1920) Lenin podkreśla fakt istnienia legalnego partii: mienszewików, S.R., anarchistów, jako coś zrozumiałego samo przez się, i niekrępowanie robotników przy deklarowaniu ich przynależności partyjnej. A pisane to było w okresie wielkiego natężenia wojny domowej. Likwidacja tych partii wiąże się w czasie z zakazem tworzenia frakcji w łonie partii rządzącej, kładącym faktycznie kres demokracji partyjnej. Nie trudno jest uzasadnić połączenie tych rzeczy. Likwidacja partii „sowieckich” była wejściem na drogę kontroli przekonań każdego poszczególnego robotnika i zakazu ich wygłaszania, o ile sprzeciwiały się one poglądom partii rządzącej. Jednocześnie zmieniał się stosunek do frakcji w partii bolszewickiej. W okresie 1917-21 były one czasowymi ugrupowaniami programowymi, wówczas istniały inne partie, konieczność walki z którymi spajała chwilowych przeciwników. Co innego jednak, gdy tego „łącznika” zbrakło, gdy całość życia politycznego poza partią rządzącą nabrała anonimowego, „bezpartyjnego” charakteru. Teraz stosunkowo niewielkie nawet różnice między frakcjami musiały nabrać charakteru ostrego ponieważ tą drogą mogły przyjść do głosu elementy „nieme” politycznie. Jednomyślność dobrowolna stawała się w tych warunkach wymuszoną. Kontrola polityczna nad przekonaniami każdego poszczególnego robotnika musiała być połączona z kontrolą nad przekonaniami każdego poszczególnego członka organizacji rządzącej. W tych warunkach zrozumiałe jest dlaczego uchwały X zjazdu R.K.P. stały się „magna charta” aparatu w późniejszym okresie. Obejmowały one coś szerszego niż zakaz frakcji, wywołany aktualnymi potrzebami. Było przy tym rzeczą jasną, iż właśnie okoliczności towarzyszące temu zakazowi nadadzą walce frakcyjnej zaciętość taką, jaka dawniej była między partiami.5

Rzecz charakterystyczna, iż argumenty wysuwane przez Lenina w obronie tych posunięć były natury czysto koniunkturalnej. Polegały one na tym, że dyktatura proletariatu jest w odwrocie, a gdy się jest w odwrocie należy zamknąć usta alarmistom, by odwrót nie zamienił się w panikę. Okres ten uważał za bardziej niebezpieczny dla nowej władzy od najniebezpieczniejszych momentów wojny domowej. Z tego punktu widzenia konieczne było wzmocnienie reżimu środkami aparatowymi.

Jeśli dyskusja o związkach zawodowych była w ostatecznym sensie dyskusją o stosunku państwa sowieckiego do proletariatu, w sporze z powstałą na tym tle „Opozycją Robotniczą” chodziło nie tyle o jej „syndykalizm”, ile o ocenę sił klasy robotniczej w danym momencie. Głównym atutem „Opozycji Robotniczej” było hasło: „więcej zaufania dla sił klasy robotniczej”. Polemizując z tym hasłem Lenin wskazywał na niesłychane rozproszenie, zdeklasowanie proletariatu, które ujawniło się pod koniec wojny. Proletariat zawsze stanowił stosunkowo szczupłą warstwę ludności miejskiej. Podczas wojny ogromna i to najenergiczniejsza, najbardziej uświadomiona część proletariatu, „przeniosła się” do aparatu i do armii, częściowo złożyła swoje kości na polach bitew i tylko w nieznacznym stopniu wróciła do warsztatów. Bardzo charakterystyczne argumenty mamy w cytowanym już przemówieniu na XI Zjeździe: „Bardzo często, gdy mówi się «robotnicy», myśli się, że znaczy to fabryczno-przemysłowy proletariat. Wcale tak nie znaczy. U nas od czasu wojny do fabryk i zakładów poszli ludzie wcale nie-proletariaccy, poszli po to, by tam się schować przed wojną, a teraz czy u nas społeczne i ekonomiczne warunki są takie, że do fabryk i zakładów idą prawdziwi proletariusze? To nieprawda”.

Jeśli prawdziwi proletariusze, obdarzeni rzeczywistym poczuciem klasowym, w ogromnej większości siedzą w aparacie rzędowym lub armii, a fabryki i warsztaty, ledwie dyszące jeszcze, wypełnia wszelkiego rodzaju zbieranina drobnomieszczańska, dekownicy, dezerterzy, to tym samym hasła „Opozycji Robotniczej”, hasła demokracji robotniczej, kontroli aparatu przez masy fabryczne nabierają zupełnie odmiennego znaczenia, idą na rękę tamtym żywiołom obcym i wrogim. Ten argument usłyszymy niejednokrotnie jeszcze w późniejszym okresie, w różnych wariantach. Treść tego powtórzył niedawno autor „Co dalej” w jednym z ostatnich artykułów: „Okropne trudności budownictwa socjalistycznego w izolowanym i zacofanym kraju doprowadziły do tego, że biurokracja wywłaszczyła politycznie proletariat, aby swymi metodami bronić jego zdobyczy socjalnych” („Charakter klasowy państwa sowieckiego”). Jeśli kiedykolwiek ten argument miał podstawy, to w tym właśnie początkowym okresie narastania wszechwładzy biurokracji.

Założenie nowej ortodoksji

Zaznaczyłem wyżej związek między powstaniem i rozwojem biurokracji, a całą strukturą gospodarczą kraju, cofniętą jeszcze przez przebieg wojny domowej. Nowa polityka ekonomiczna siłą rzeczy stwarzała przed warstwą komenderującą możliwości arbitrażowego występowania, co nawet bez zmian zasadniczych w jej składzie musiało sprzyjać tendencjom dalszego wyosabniania się i usamodzielniania. Główną rolę odegrała tu jednak wieś; z pewnego punktu widzenia kwestie biurokracji można by w ogóle traktować w ramach problemu chłopskiego.

Charakterystyczna jest np. odpowiedź Lenina na list jednego współpracownika, który pisał: „Samorodna działalność mas możliwa jest wówczas jedynie, gdy zetrzemy z oblicza ziemi ten wrzód, który nazywa się biurokratycznymi gławkami (głównymi urzędami) i centrami”. Lenin odpowiada: „To jest błąd. Można wygnać cesarza – wygnać obszarników – wygnać kapitalistów. Zrobiliśmy to. Ale nie można z chłopskiego kraju wygnać biurokratyzmu, nie można go zetrzeć z oblicza ziemi… Można jedynie powolną, uporczywą pracą zmniejszyć go” („List do M. Sokołowa”).

Marks w „18 brumaire’a” rozpatrywał rolę chłopstwa jako pożywki dla rządów biurokratycznych z racji jego organicznej bezsilności politycznej. Działanie odosobnienia, rozproszkowania gospodarczego, wreszcie odrębność interesów lokalnych powoduje, iż drobni chłopi: „sami przedstawicielami swoich interesów być nie mogą, musi je zatem reprezentować kto inny…”. „Polityczny wpływ drobnego chłopstwa znajduje swój pełny wyraz wówczas, gdy społeczeństwo podporządkowane zostanie władzy wykonawczej”.

Masa chłopska siłą swą nie tylko półbiernie naciskała w kierunku realizacji postulatów drobnego posiadacza (tu spotykała opór), ale i kładła na szalę silnej władzy cały swój nie zawsze jawny, ale często bardzo wydatny wpływ, popierający proces usamodzielniania się. Nie trzeba przy tym myśleć, że wszystkie postulaty były realizowane. Silna władza, jak w wielu innych wypadkach, i tu zawodziła pragnienia chłopskie. Ale dawały jej one kolosalną swobodę gry taktycznej i występowania arbitrażowego. Z tego punktu widzenia należy rozpatrzyć etapy walk wewnętrznych od roku 1923. W każdym razie nie jest to bynajmniej przypadkiem, że kwestia chłopska stała się osią rozgrywek i punktem wyjścia dla mniej lub więcej zamaskowanych uzasadnień samodzielności aparatu.

Nic bardziej symptomatycznego jak robota teoretyczna sekretarza generalnego w dziedzinie zagadnień „smyczki” i dobrych stosunków z chłopem z lat 1923-1926. Zostają one punktem wyjścia dla nakreślenia swoistej teorii arbitrażowej roli partii, czuwającej nad tym, by interesy klasowe robotników i chłopów nie starły się gwałtownie. To jest nowy etap ściśle związany z gruntownym przerobieniem teoretycznych założeń wedle nowych zasad. Należy tu zatrzymać się nad powstaniem tego, co Trocki nazywa reżimem plebiscytarno-osobistym i w czym wyraził się obecny etap ewolucji biurokracji.

O ile słuszne jest określenie: reżim plebiscytarno-osobisty? Plebiscytu napoleońskim sposobem nie przeprowadzano i chodzi tu przede wszystkim o obowiązkowe, powszechne deklaracje ludzi zajmujących jakiekolwiek stanowiska od najmniejszych do najważniejszych. Wszelkiego rodzaju oświadczenia lojalności pod adresem władz składane są z nieodmiennym dodatkiem: ze Stalinem na czele. Dziennikarz nie śmie napisać artykułu w jakiejkolwiek ogólniejszej kwestii bez wspomnienia sakramentalnego nazwiska z dodatkiem przepisanych komplementów. Według gorliwości i sposobu cytowania wypowiedzi wodza ocenia się stopień przydatności danego funkcjonariusza na placówkach najbardziej odpowiedzialnych. To jeszcze mniej uderza, gdy idzie o ogólne materie polityczne, ale do granic karykatury dochodzi wówczas, gdy do przepisanych hołdów pociągani są specjaliści wszelkiego rodzaju. Technik, lekarz, wojskowy, literat itd., ludzie o najróżniejszych fachach i kompetencjach daliby najwyższy dowód nielojalności nie zaznaczając komu to zawdzięczają właściwe źródło swoich pomysłów. Deklaracyjna lojalność rozszerzyła się do granic niesłychanych, wystąpiła swoista licytacja w hołdowniczych uniesieniach – zręczniejsze, bardziej wynalazcze pochlebstwo stwarza czasem całe kariery. Kultowi osoby generalnego sekretarza poświęcona jest omal cała gałąź przemysłu – w każdym razie celebrowanie jego pochłania grube miliony. Posągi, malowidła wytwarzane są w olbrzymich ilościach – w bibliotekach ludzie ślęczą nad orzeczeniami wodza i zbierają okruchy jego myśli.

Nie ulega wątpliwości, iż reżim rządów osobistych występuje zawsze wtedy, gdy sprzeczności działających sił, działających interesów, są tak potężne i tak napięte, że grożą stale rozsadzeniem danego systemu rządów. Jeśli za punkt wyjścia weźmiemy znaną engelsowską formułę państwa, jako siły tłumiącej ujawnianie się sprzeczności klasowych w łonie społeczeństwa, siły formalnie stojącej ponad społeczeństwem, choć w rzeczywistości wyrażającej panowanie określonych warstw, to reżim rządów osobistych stanowi jak gdyby kondensację istoty państwa. Centralizacja zostaje doprowadzona do absurdalnych rozmiarów. Mamy tu taki moment historyczny, gdy sprzeczności szukające ujścia działają jeszcze jakby po omacku, czekając momentu, który pozwoli im wystąpić w pełnym uzbrojeniu i otwarcie.

Wchodzi tu w grę nie tyle mechaniczne uzgadnianie sprzeczności, bo są one zbyt wielkie, a nacisk z dołu jest zbyt silny, ale, by tak rzec, podnoszenie tych sprzeczności do stopnia wyższej koncentracji. Nie bez słuszności wskazywano, iż tzw. „linia generalna” polega na bezceremonialnym przejmowaniu całych wycinków prawicy i lewicy z bezceremonialnym nieraz wyrzekaniem się własnych, głoszonych przez się haseł. W tym oscylowaniu między frakcjami i programami mamy swoistą demagogię, ale nie jest to demagogia trybuna, ale demagogia administratora. Administracyjna zdolność łączenia doktryn, nie oglądając się na ich niezgodność, jest tu czymś więcej niż zwykła eklektyką. Wystarczy tu przytoczyć parę znanych zresztą zastosowań tej metody. Tak więc od negowania teorii socjalizmu w jednym kraju Stalin przechodzi do postawienia jej w centrum zagadnień nowej ortodoksji. Od głoszenia hasła pokoju socjalnego na wsi i obrony posiadaczy wiejskich argumentami o konieczności budowania socjalizmu, czego nie można robić mając wieś niespokojną i zaburzoną, przechodzi do likwidowania kułaków najbardziej drastycznymi metodami i wprowadzania masowej kolektywizacji środkami administracyjnymi. To samo było z odrzuceniem względnie umiarkowanego przyśpieszenia industrializacji w latach 1926 i 27 i przejście do forsowania industrializacji w latach następnych, ciągle pod osłoną tejże samej linii.

Nie można wszelakoż tej taktyki uważać za indywidualną osobliwość, niewątpliwie wyrażają się w tym i trudności kierowania mało wyrobionym aparatem, który pierwszą poważną szkołę administracyjną przebył w wojnie i skłonny jest do działania przy pomocy prymitywnych sposobów wojennych.

Nowa zaś ortodoksja tworzy się przede wszystkim drogą redukcji, odrzucania tych części dorobku ideologicznego, z których biurokracja już „wyrosła”, a nie drogą otwartego zrywania. W tej metodzie konstruowania nowej ortodoksji wyraża się dwoistość sytuacji i nowej warstwy: z jednej strony jej ścisły związek z rewolucją, fakt że wyrosła ona z przewrotu i zawdzięcza mu wszystko, z drugiej strony usiłowanie utrwalenia swojej pozycji, przejście ze stanowiska mniej lub bardziej płynnej hierarchii zależnej od klasy robotniczej na stanowisko bardziej ustabilizowane. Ortodoksja ta przy całym swym aplombie i zewnętrznej energii jest konstrukcją o charakterze wyraźnie przechodnim, wyrażającym taki etap, gdy wewnętrzne przemiany w łonie biurokracji jeszcze nie ujawniły się całkowicie, nie ustalił się odpowiedni program, aczkolwiek istnieją wyraźne tendencje. Ideologia daje im wyraz niejako pseudonimowy.

Konsekwencje mandarynatu

To skoncentrowanie sprzeczności, nadawanie im mistyfikacyjnego czy mistycznego wprost wyrazu w reżimie, może najjaskrawiej ujawnia się w operacjach ideologicznych, dokonywanych z marksizmem. O ile biurokracja nie może zerwać z tradycją rewolucji, na której opiera się jej byt, o tyle nie może się wyrzec marksizmu. Z drugiej strony jednak rewolucyjna zawartość teorii marksowskich stanowi nieustanne niebezpieczeństwo dla warstwy komenderującej, demaskuje jej uzurpacyjne tendencje. Wynika stąd konieczność nieustannego „uzgadniania”. W okresie zaostrzonych walk frakcyjnych ożywienie polityczne wyrażało się znacznym rozgwarem w dziedzinie walk teoretycznych. Walki te zostały przecięte gwałtownie interwencją z góry w latach 1930 i 1931. Teoria wykładana przez oficjalnych filozofów wygląda tak. Źródłem teoretycznych koncepcji nie mogą być jakieś oderwane rozumowania i postulaty – najważniejszymi ich przejawami w dobie obecnej są akta rządowe, rozporządzenia, listy i okólniki generalnego sekretarza, oraz prowadzonych przezeń instancji partyjnych i rządowych. Tu jest prawdziwy marksizm i pod tym kątem widzenia należy rozpatrywać wszelkie koncepcje teoretyczne w jakiejkolwiek dziedzinie. Uzasadnieniem tej teorii ma być marksistowski postulat – jedność teorii i praktyki – ale bardzo łatwo zauważyć, że tutaj ustanawia się prymat praktyki nad teorią. W ten sposób jakakolwiek praca teoretyczna ma rację bytu o tyle tylko, o ile usprawiedliwia praktykę rządową, łącznie z najbardziej doraźnymi woltami taktycznymi. Sens tej teorii polega na zakazie jakiejkolwiek krytyki aparatu ze strony społeczeństwa, nawet najbardziej odległej od zadań bezpośredniej praktyki.

Mamy tu zastąpienie marksizmu przez rodzaj pragmatyzmu administracyjnego operującego marksowską terminologią społeczną. Marksizm z doktryny krytycznej i przenikniętej duchem naukowym zamienia się powoli w zbiór skostniałych formułek i dogmatów o uzasadnieniu naukowym równie mocnym jak teoria nieomylności papieskiej.

W aparatowym opracowaniu marksizmu na pierwsze miejsce wysuwa się kult państwa, przeprowadzony w sposób gruby i otwarty. W specjalny sposób „dopełnia” to konstrukcję okresu przechodniego wyłożoną w „Państwie i rewolucji”, gdzie była właśnie jaskrawa krytyka tego kultu. Sens przeprowadzonej operacji jest wyraźny.

Państwo, jego gloryfikacja, staje się po prostu pseudonimem biurokracji, wszelkie operacje z przymiotnikami niewiele tu zmieniają. Charakter tych operacji oświetlają twierdzenia, do których się dogadali teoretycy nowej ortodoksji w związku z przewidywaniami nowej pięciolatki. Najsensacyjniejszym punktem miało być ostateczne zniesienie klas, a więc ustanowienie społeczeństwa bezklasowego. Jednocześnie jednak przewiduje się stałe dalsze wzmacnianie państwa sowieckiego, a więc jego potęgi represyjno-kontrolnej w stosunku do społeczeństwa, w którym przeciwieństwa klasowe są w zaniku lub zanikły. Jakaż więc wówczas będzie rola państwa? Mocne państwo i wszystkie z tym związane atrybuty (potężna policja, armia, niezależna biurokracja) u ideologów marksizmu było wiązane z istnieniem potężnych przeciwieństw klasowych, a im mocniejszy był opór rządzonych, tym potężniejsze było państwo. Potężniejące państwo przy zaniku klasowych przeciwieństw, to jest coś, co obala całe stanowisko dotychczasowego marksizmu. Chyba, że zniesienie klas to znaczy ustanowienie społeczeństwa bezklasowego, bez nierówności społecznej ma być aktem tylko formalnym – nierówność gospodarcza zostaje i zostaje obowiązek państwa bronienia tej nierówności (mówiąc słowami Lenina: „państwo burżuazyjne bez burżuazji”). Ale potęga państwa zawsze zależy ściśle od stopnia natężenia tych sprzeczności i mówić, że państwo będzie się wzmacniało przy zaniku przeciwieństw społecznych, to znaczy przewidywać po prostu, iż te przeciwieństwa przybiorą nową postać konfliktu między aparatem państwowym i związanymi z nim elementami a „bezklasową” masą rządzoną. Aparat państwowy wtedy broni swych interesów przeciw tej masie, a więc zajmuje miejsce dawnych klas wyzyskujących. Przeciwieństwa społeczne reprodukują się na nowej podstawie: mandarynat czerpiący dodatkowe korzyści ekonomiczne z tytułu sprawowania władzy i kontroli przeciwstawia się podporządkowanej mu masie ludności. Oczywiście o socjalizmie w sensie marksowskim nie ma tu mowy. Ta teoria ma sens nie jako przewidywanie rozwoju w kierunku społeczeństwa bezklasowego i dróg do niego, ile jako sposób zabezpieczenia przewagi biurokracji – co w niej jest znamienne, to właśnie operowanie terminologią marksowską i „uzgadnianie” przy pomocy tej terminologii sprzeczności najbardziej krzyczących, co cechuje zresztą inne produkty ideologiczne szkoły.

Z tych produktów szczególniejsze spory wywołała teoria socjalizmu w jednym kraju. Na ten temat zapisano dużo papieru i bardzo trudno byłoby dać tu jakieś argumenty wyczerpujące kwestię. Zresztą – wyda się to może dziwne – samo w sobie to zagadnienie posiada niewiele znaczenia praktycznego. Jeśli porównamy opinie dwóch najważniejszych polemistów w tej sprawie – Trockiego i Stalina – to okaże się, że początkowo one mniej odbiegały od siebie, niż się to pospolicie sądzi. Ani zwolennicy teorii nie mówili, że zbuduje się na pewno, ani przeciwnicy teorii nie dowodzili, iż nie można zacząć budować, zacząć kłaść podstawy. Chodziło tu raczej o interpretacje możliwości, o pedagogiczne znaczenie sprawy. Jest rzeczą bardzo charakterystyczną, że Stalin nie operuje argumentami o charakterze naukowym, ale raczej uczuciowym. Poza paroma cytatami Lenina w tej materii, które różnie mogą być interpretowane, jako najważniejszy argument wysuwa konieczność dania tego, co nazywa „proswiet”, światła w ciemnościach, nadziei, „zorzy”. Operuje przy tym słownictwem niemal mistycznym. Znaczenie teorii leży nie w tych sporach. Teoria ta jest w swej istocie mesjanistyczna. I tu jest bodaj najważniejsza strona, na tym polega jej wybitnie konsolidacyjne znaczenie dla biurokracji i składających się na nią żywiołów.

Właśnie ta pedagogiczna, „konsolidacyjna” w stosunku do wszystkich macierzystych elementów biurokracji zawartość teorii zapewniła jej sukces. Dla szerokich mas drobnomieszczaństwa, stanowiących kadry biurokracji sowieckiej, miała ona stworzyć pomost od pielęgnowania starych ideałów nacjonalistycznych do pracy dla nowego ustroju.6 Stała się ona podstawą swoistego patriotyzmu sowieckiego. Teoria socjalizmu w jednym kraju została wysunięta równolegle z zaznaczaniem się arbitrażowej roli aparatu, silnym wzrostem elementów nepowskich (a zarazem krachem niemieckim 1923-24) i to czyni zrozumiałą energię, z jaką została podtrzymana. Stanowi ona naturalny łącznik między nieposiadającym drobnomieszczaństwem, aparatową inteligencją i nacjonalistycznie usposobionymi elementami arystokracji robotniczej. Teoria ta była więc jednym z najsilniejszych środków tworzących ten amalgamat biurokratyczny, dających przesłanki dalszej konsolidacji. Znaczenie jej trzeba ujmować w całym agitacyjnym kontekście, który nie zawsze zresztą jej towarzyszy (kult armii, granic itd.). Oczywiście mamy w niej również ową podstawową dwoistość, o której była mowa, ale z biegiem czasu wprowadzane są pewne motywy ilustrujące tendencję rozwojową. Warto przytoczyć dłuższy urywek przemówienia Stalina, zawierający charakterystyczną interpretację głośnego hasła: „dogonić i przegonić”:

„Zatrzymać tempo, to znaczy pozostać w tyle. A pozostających w tyle bije się. Lecz my nie chcemy być bici. Nie, nie chcemy. Historia starej Rosji polegała na tym, że bito ją nieustannie za pozostawanie w tyle. Bili mongolscy chanowie. Bili tureccy bejowie. Bili szwedzcy feudałowie. Bili polsko-litewscy panowie. Bili angielsko-francuscy kapitaliści. Bili japońscy baronowie. Bili za zacofanie, za zacofanie wojskowe, za zacofanie kulturalne, za zacofanie państwowe, za zacofanie przemysłowe, za zacofanie rolnictwa. Bili dlatego, że dawało to dochód i uchodziło bezkarnie. Pamiętacie słowa przedwojennego poety: «Tyś uboga, tyś i bogata, tyś i potężna, tyś i bezsilna, mateczko Rusi!». Te słowa starego poety dobrze zapamiętali ci panowie. Bili i powiadali: «Tyś bogata, wiec można się pożywić». Bili i powiadali: «Tyś uboga i bezsilna – więc można bić i grabić bezkarnie». Takie już jest prawo kapitalizmu – bić zacofanych i słabych. «Wilcze prawo kapitalizmu»” itd. („Zagadnienia trzeciego roku «piatiletki»”).

Pomijając już poziom i formę tego wywodu, czyż nie przypomina on żywo co do tonu wynurzeń pewnych europejskich polityków, zestawienie, z którymi bardzo by uraziło zwolenników autora. Ale ta historiozofia dla „szerokich mas” ukazuje dzieje Rosji carskiej w stylu św. Franciszka z Asyżu, tylko że bogatego! Wszyscy biją i grabią, biją i grabią. Panowie, bejowie, feudałowie, baronowie, tylko to robili. O tym, że taż sama matuchna Rosja przypadkiem przyskrzyniła w swej karierze kilkadziesiąt milionów Litwinów, Polaków, Tatarów itd. ani słówka. Trąciłoby to wszystko anegdotą, gdyby nie to, że takie wywody nie tylko podaje się za najwyższe wypowiedzi myśli marksistowskiej, przedrukowuje na honorowych miejscach w prasie całego świata. W samej Rosji ściga się ludzi, którzy by ośmielili się zaprotestować przeciwko takiej propagandzie „marksistowskiej”, represjami wszelkiego rodzaju.

Dialektyka nierówności

W związku z tym co się wyżej powiedziało, trzeba pamiętać o względności wszelkich sformułowań, ujmujących obecny stan rzeczy, zawsze one mogą się wydać zbyt statyczne, nie ujmujące całej dynamiki, całej szybkości zmian. Siły społeczne wyzwolone przez przewrót są mimo wszystko tak potężne, że co krok rozpierają nakładane im ograniczenia i ramy. W szczególności jeśli idzie o charakterystykę reżimu administracyjnego trzeba wystrzegać się sugestii związanych z uporządkowanymi, ustabilizowanymi na dziesięciolecia stosunkami. Tego tu nie ma. Bardziej niż w jakimkolwiek innym wypadku „niedialektyczne” pojmowanie stosunków, doprowadzi do krzyczących nieporozumień, bądź scholastycznych uogólnień.

Reżim osobisty jest wyrazicielem biurokracji w rządzeniu krajem, jej realnego oddziaływania na sprawy codzienne. Dość ważne jest wyznaczenie granic tego udziału. Oczywiście nie można mówić, że odbywa się to drogą jakiegoś głosowania, na zasadach demokratycznych, bo wtedy byłyby inne środki uzewnętrznienia. Biurokracja udział w rządach ujawnia w sposób, by tak rzec, pretoriański, przez obalanie jednych wodzów a wysuwanie innych. „Linia” ujawnia się nie w drodze jakiegoś ustalania programu, ale faktycznych przesunięć. Program występuje w formie zamaskowanej, zresztą bardzo często bierze się go od przeciwnika pokonanego na terenie aparatowym. W ten sposób obalony został Trocki, człowiek „nowy”, „niebolszewik”, przez koalicję starych wodzów: Zinowjewa i Kamieniewa ze Stalinem. W ten sposób zostali spośród tych starych wodzów obaleni dwaj pierwsi przez nową koalicję z wodzami prawicy – w podobny sposób drogą nieujawnionych deklaracji większości aparatu obaleni zostali przez Stalina Bucharin, Rykow i inni. W tych przemianach nie można dopatrywać się tylko większego sprytu czy większego napięcia energii frakcyjnej; przy całym zamaskowaniu przesunięcia programowe mają pewną logikę, w oparciu się o poszczególne oddziały biurokracji.

Biurokracja ta z natury rzeczy nie jest czymś jednolitym. Jeśli mówi się o dwoistości pozycji biurokracji w związku z całą jej przeszłością, byłoby uproszczeniem wyjaśniać w ten sposób owe konflikty i walki wewnętrzne, oznaczające zarazem etapy rozwojowe w utrwalaniu się jej przewagi. Trzeba tu odróżniać pstrokaciznę jej pierwotnego składu, która niewątpliwie ulega zacieraniu (częściej zapokostowaniu) od tych konfliktów, które wyrosły później. Nie dałby tu żadnego obrazu generalny podział na elementy proletariackie wyrosłe z rewolucji i napływowe elementy specowskie. Natomiast dość prędko wyłoniły się sprzeczności między grupami, związanymi z właściwą administracją państwową i biurokracją gospodarczą, dyrygującą przemysłem państwowym. Ta pierwsza z natury rzeczy bardziej osiedziała, najwięcej podatna na wszelkie pokusy stabilizacyjne. Czerpały one swą siłę z tej arbitrażowej pozycji biurokracji, która wynikła w rezultacie NEP-u. Ale równolegle w związku z rozbudową przemysłu wyrastała siła biurokracji gospodarczej, związanej mocno z warstwą robotników wykwalifikowanych, nową czerwoną inteligencją, która musiała się przeciwstawić wzrostowi gospodarczemu nowej burżuazji. To są dwa główne odłamy biurokracji. Między nimi oscyluje grupa związana z aparatem organizacyjnym, wyrabiająca sobie stopniowo autorytet i rzucająca swój wpływ na szalę wypadków. Trudno ten proces ująć dziś w jakiś jednolity obraz, w jakąś ścisłą formułkę. Mamy tu wzajemne przerastanie, splecenie różnych momentów.

Byłoby również grubym uproszczeniem redukować całą sprawę do mechanicznego wyrażania bezpośrednich interesów biurokracji. Dwoistość stanowiąca „grzech pierworodny” warstwy kierowniczej zmusza ją do daleko posuniętej dwutorowości w działaniu praktycznym. Władza osobista generalnego sekretarza występuje tu nie tylko jako symbol i personifikacja biurokracji, ale zarazem jako „korektura” jej rządów, prymitywna namiastka kontroli społecznej nad działaniami aparatu. Ta swoista demagogia administracyjna, o której mówiłem, przenosi się tutaj do wewnątrz aparatu, przedostaje się do jego pracy codziennej. Wyrażają się w tym koszta związane z funkcjonowaniem „nieomylnej” i niepoddanej kontroli społecznej administracji.

W „dialektykę” tych stosunków lepiej niż wszelkie rozważania teoretyczne wprowadzi obserwacja działań administracyjnych. Zwłaszcza wielką obfitość ich daje polityka wiejska, w której podstawowa dwutorowość występuje w postaci szczególnie jaskrawej. (Zresztą, jak wspomniałem, wieś odgrywa rolę zasadniczą w samym pojawieniu się rządów biurokratycznych). Przede wszystkim uderza tu nie tyle swoisty podział odpowiedzialności między centrum i aparat wykonawczy, i spychanie na ten ostatni wszelkich błędów i niepowodzeń ogólnej polityki kapitału dla władzy centralnej. Można przytoczyć tu dziesiątki wypadków, kiedy posunięcia sławione, jako decydujące i zbawcze, w wypadku zawodu zrzucane były na „szkodników” aparatowych. Tak np. w początkach masowej kolektywizacji chłopi usiłowali uprzednio kapitalizować inwentarz żywy, i wyprzedawali go masowo. Aby przeciwdziałać rozproszeniu i wyniszczeniu inwentarza władze nakazały zamknięcie targów zwierzęcych i zakaz odpowiednich transakcji. Rozporządzenie to sławione było przez prasę, jako znakomite posunięcie. Skutki były nie takie jak się spodziewano. Chłopi nie mogąc sprzedawać żywego inwentarza zaczęli zamieniać go na produkty łatwiejsze do zbycia – rżnąć i masowo sprzedawać mięso i skórę. Już w r. 1930 znakomite rozporządzenie figuruje w spisie win przypisywanych szkodnikom.

„Wyższą” postać tego mamy w tych wypadkach, kiedy zdezawuowanie wychodzi od osoby genseka. Wtedy zasadnicza dwutorowość polityki administracyjnej dyskontowana jest już w sposób otwarty. W polityce kolektywizacyjnej ta dwutorowość wyraziła się w sposób szczególnie jaskrawy.

Kiedy ukazał się list genseka pod tyt. „Zawrót głowy wskutek powodzeń” na wiosnę 1930 r., to stanowił on krzyczącą niespodziankę przede wszystkim dla urzędników lokalnych. List, po którym wkrótce nastąpił odpowiedni dekret, piętnował ich postępowanie, które faktycznie było uprzednio polecone z góry. Przy tym nie byli oni uprzedzeni o mającym nastąpić zwrocie i forsowali dalej represje. Gromady chłopów wpadały do miast wymachując płachtami gazet ze sławnym listem i krzycząc: niech żyje nasz obrońca Stalin! W ten sposób gensek raz jeszcze stanął wobec chłopów jako obrońca przed bezprawiami aparatu.

Ciekawe jest, że podobną politykę stosuje się również wobec inteligencji zawodowej. Doskonały przykład stanowią tutaj dzieje tzw. Asocjacji Pisarzy Proletariackich (WOAPP i RAPP). Prowadziły one w okresie „rekonstrukcji” całą politykę „linii” w stosunku do literatury, zresztą w sposób ultrabiurokratyczny, wedle wskazówek z góry. Organizacje te liczące dziesiątki tysięcy ludzi zostały rozpędzone (bo trudno to inaczej nazwać) literalnie na drugi dzień po zjeździe, poświęconym sprawie poezji proletariackiej, podczas którego uchwalone zostały bardzo szczegółowe rezolucje na temat drugiej pięciolatki w literaturze i program dalszej rozbudowy organizacyjnej. Działacze administracyjni, pracujący wedle ścisłych instrukcji zostali zaskoczeni, zdezawuowani w sposób najbardziej dyskredytujący wobec całej masy pisarzy sowieckich, którym dotychczas mocno dopiekali. Znowu tajemnice tej szczególnej operacji można było wyczytać później w potoku hołdów i błogosławieństw, który ze strony „wyzwolonych” literatów zaczął płynąć pod adresem generalnego sekretarza.

Charakterystycznym rysem tych opiekuńczych interwencji jest to, że następują one nagle i z możliwie największym trzaskiem. Gensek występuje w prostej roli Harun al Raszyda, który milcząc przysłuchiwał się niecnotom aparatu, by nagle sypnąć piorunami. Interwencja taka spada, zarówno dla bronionych, jak i dla poskramianych aparatczyków niby przysłowiowa cegła na głowę.

Te akcje przeprowadzane z całą energią, z całym nakładem tej demagogii administracyjnej systemu, są oczywiście pod wielu względami niezmiernie kosztowne. Nie można też powiedzieć, by wywoływały one specjalny entuzjazm, zwłaszcza wśród wyższych sfer administracyjnych, właśnie z racji ich prymitywności, kosztowności i zamętu niesłychanego, który powodują. Na pierwszy rzut oka wydaje się to mało zrozumiałe. Zdawałoby się, że siła i samodzielność administracji wyrażać się winna w dążeniu do racjonalizacji działania aparatu i możliwie ekonomicznym przeprowadzaniu własnych akcji. Wytłumaczenia tych starć należy szukać w dialektyce podstawowych sprzeczności społecznych reżimu.

Podstawową sprzecznością jest sprzeczność między formą dyktatury proletariatu a treścią „opieki” aparatowej. Tę kwestię można rozłożyć dla ułatwienia na dwa działy – stosunki między warstwą rządzącą, aparatem a klasą robotniczą, oraz stosunek ściślejszego aparatu do szerokiej organizacji masowej. Każda z tych spraw ujawnia niezmiernie charakterystyczną ewolucję. Zajmiemy się tu pierwszą sprawą: jak zaznaczyłem nie można tu podchodzić wyłącznie pod kątem widzenia parazytyzmu biurokracji, czy jakiegoś zaskoczenia. Właściwych korzeni rozgałęzienia się biurokracji należy jednak szukać w jej okresie „bohaterskim”, oczywiście, że wydaje się to o wiele trudniejsze, mniej proste, ale pozwala to ująć jej rolę bardziej różnostronnie, bardziej dialektycznie. Pozwala to zrozumieć istnienie tego znacznego kredytu u mas, bez którego niemożliwa byłaby jej działalność. I rozrost negatywnych cech stanie się o wiele jaśniejszy. Zresztą nie ulegało to wątpliwości w pierwszym okresie, kiedy marksistowska analiza nie była czymś zakazanym dla sowieckich badaczy, że korzeni tam należy szukać.

Przypominałem na wstępie zasadnicze punkty tej analizy: rozpylenie gospodarcze, olbrzymia przewaga ludności chłopskiej, skutki zarówno niszczące, jak i „konstruktywne” (rozbudowa aparatu państwowego), wojny domowej. Te momenty w znacznej mierze określiły późniejszy rozwój. Przewaga biurokracji nie była czymś przypadkowym: określiły ją niemożność bezpośredniego podniesienia zadań politycznych i gospodarczych przez klasę robotniczą, postawionych przez zwycięski przewrót. Wytworzenie się amalgamu biurokratycznego, jego bezwzględna przewaga, były w pewnym sensie kosztami dodatkowymi przewrotu. Rozproszenie, wyniszczenie, zdeklasowanie proletariatu jest tym faktem, który określił jego słabość nie w 1924 czy 1925 r., ale grubo wcześniej. Czy znaczy to, że potwierdzamy zawodzenia na temat przedwczesności, zgubności przewrotu itd. Bynajmniej. Ale stwierdzenie tych rzeczy (o których nb. mówiono w owym czasie dostatecznie otwarcie) posiada przecież znaczenie nie tylko dla historii. I jeśli ktoś mówi, że jest to podpisywanie się pod krytyką typu Martowa i in., to są głupstwa, właśnie dlatego, że nie idzie o „krakanie”, ale o wydobycie z wypadków perspektyw dla przyszłości.

Nie należy zapominać o jednym: proces rozwoju rewolucyjnego nie będzie zrozumiały, gdy będziemy patrzyli nań z jednego choćby najbardziej obronionego cyframi, danymi gospodarczymi itd. punktu. Istotę procesu można uchwycić w całej jego logice tylko wtedy, jeśli idziemy z jego wszystkimi przemianami, wcielimy się, by tak rzec, w tę ewolucję, nie tylko w zmiany powierzchniowe, ale i fundamentalne. I tylko tak można rozważać formację społeczną, która wyszła z rewolucji. I tylko z tego punktu widzenia można rozpatrywać kwestię stosunku biurokracji do proletariatu.

Jak bardzo nieprzypadkową była ta ewolucja, jak głęboko tkwiły jej przesłanki w całej strukturze kraju świadczy powracanie niektórych spraw, powracanie do stosowania metod z okresu pierwszego. Pod tym względem niezmiernie interesujące są uwagi rozrzucone w artykułach Trockiego na temat metod gospodarki sowieckiej w najnowszym okresie. Warto wskazać zwłaszcza na analogię z okresem wojennym. Trocki jest tu zresztą o tyle kompetentny, że, jak sam stwierdza, zarzuty działania metodami militarnymi w gospodarce odegrały poważną rolę w kampanii przeciw niemu. Teraz może odwrócić ten zarzut, stwierdzając: „W rzeczywistości pracę prowadzi się tymi metodami, którymi prowadzono wojnę”. Słusznie wskazuje na to, że głównym wskaźnikiem jest tu nadmiar pozagospodarczego przymusu i kontroli, prymitywnie militarny charakter tych nawet metod, w których przeważa jeszcze perswazja.7

To wywołało nawrót typowych zjawisk tamtego okresu pod względem socjalnym. Wspomniałem o kolosalnym, ilościowym rozroście biurokracji. Jeśli okres nowej ekonomicznej polityki charakteryzował się zwężeniem aparatu, to w okresie pięciolecia zauważymy znowu kolosalny wzrost funkcjonariuszy, wywołany analogicznymi zresztą przyczynami.8

Oczywiście, że cyfry jeszcze niewiele mówią o sprawie konkretnego stosunku masy do tego
procesu zbiurokratyzowania, przynajmniej jeśli idzie o żywioły najczynniejsze. Te zmiany w składzie strukturalnym proletariatu, które dała pięciolatka, mają pod jednym względem przebieg analogiczny do okresu wojennego: kolosalną emigrację robotników do aparatu. Można by tu co prawda podkreślić demokratyczność tego objawu – rzeczywiście ze względu na swoje pochodzenie i skład biurokracja sowiecka jest najdemokratyczniejszą, najbardziej ludową na świecie. Ale z punktu widzenia socjalnego sprawa nie przedstawia się wcale tak prosto. Wchodzenie setek tysięcy robotników do aparatu państwowego objęło żywioły najczynniejsze i najinteligentniejsze. Na miejsca pozostawione wlała się masa uchodźców chłopskich bądź ludzi z innych środowisk – element, który wybitnie charakteryzuje bierność i apatyczność wiejską. Ten amalgamat różni się od dawnych tym, że uświadomienie jego jest o wiele niższe, podatność bez porównania większa.

Nie należy w żadnym razie przypuszczać, że był to proces jednorazowy, przeciwnie, odbywa się on stale. Trudno uchwycić cyfrowy rezultat tego wyciągania, oficjalne dane są raczej za niskie.9

Zresztą to oddziaływanie na stosunki społeczne lepiej da się uchwycić od strony obyczajowej. Dla ilustracji niektórych stron tego zjawiska warto przytoczyć parę szczegółów z pogranicza anegdoty. W początkowym okresie „piatiletki” przez prasę sowiecką przeszła seria artykułów, w których zwalczano ni mniej ni więcej, tylko zaznaczający się pogardliwy stosunek do robotnika fabrycznego, oparty na przekonaniu, że niewiele wart musi być człowiek, który przez kilkanaście lat istnienia władzy sowieckiej, nie zdołał porzucić pracy fizycznej i przedostać się do aparatu. To jest odwrotna strona ruchu „wydwiżenczestwa” przy słabym środowisku o stosunkowo niedawnych tradycjach. Z innego punktu widzenia brał to autor artykułu ogłoszonego w „Prawdzie” o propozycjach przedzjazdowych 1930, zajmujących znów takie stanowisko, że wobec słabego przygotowania napływających masowo nowych elementów do przemysłu trudno uważać tych ludzi za pełnowartościowych proletariuszy i wobec tego należy z takich nowicjuszów stworzyć osobną kategorię kandydatów do klasy robotniczej. Dopiero po pewnym okresie byliby uważani za rzeczywistych robotników. Ten dziwaczny projekt, drukowany zresztą w oficjalnym organie, daje wyraz znowuż uczuciu pewnej degradacji, chęci zaradzenia jej. Ilustruje to dobitnie paradoksy w realizacji kulturtregerskich tendencji władzy. Znajduje to jaskrawy wyraz w wielu poczynaniach kulturalnych, szczególnie zaś w sztuce sowieckiej.

Ideologowie oficjalni zaprzeczają istnienia jakichkolwiek już nie konfliktów, ale różnic między interesami klasy robotniczej a aparatu. Uważają za złośliwy wymysł konstatowanie tych różnic: państwo robotnicze i basta! Wyżej cytowałem opinię Lenina, który kategorycznie protestował przeciwko utożsamianiu państwa i klasy robotniczej, dowodził konieczności obrony specjalnych interesów klasy robotniczej, moralnych i materialnych, przed zakusami aparatu. Stąd postulat istnienia związków zawodowych, organów reprezentujących „pogłównie” (w odróżnieniu od partii, jako reprezentacji awangardy) całą klasę robotniczą i niezależnych od aparatu. Wyrażenie użyte dla tego konfliktu „nieklasowa walka ekonomiczna” ma sens wyraźny – podkreśla ono, że nie ma tu sprzeczności zasadniczej, jak między proletariatem i burżuazją, bo wtedy na porządku dziennym byłaby walka klasowa, ale jest odmienność interesów. Otóż nie ulega wątpliwości, że jakkolwiek wiele rzeczy zmieniło się od czasu, gdy powstało to sformułowanie, to jednak ustosunkowanie między tymi siłami pozostaje podobne. Zawodowe interesy biurokracji związane z przywilejami ekonomicznymi, popychają ja z jednej strony do rozszerzenia korzyści, związanych ze sprawowaniem władzy, z drugiej do rozszerzania aparatu ponad granice ekonomicznie racjonalne.10

Obrona przed kontrolą ze strony mas pociąga za sobą likwidację proletariackiej demokracji politycznej, rządy arbitralne, stosowanie przymusu na wielką skalę. Rozszerzenie zakresu działania tych środków postępuje w miarę wzrastającego poczucia bezpieczeństwa i pewności. Jednakże i tu należy ustrzec się przed zbytnim upraszczaniem obrazu tych konfliktów i przypisywaniu zbyt wielkiej roli momentom czystego przymusu. Sprawa jest bardziej złożona.

Zdarza się, że nawet ludzie podchodzący do rzeczy sumiennie, zaprzeczają istnieniu arystokracji robotniczej, czy nawet jej odpowiednika.

W tym wypadku popełnia się omyłkę z powodu odmienności warunków wydzielania się tej warstwy. Jeśli uwzględni się te różnice to podział jest może nawet wyraźniejszy. W prasie sowieckiej czyta się bezustannie o entuzjazmie, entuzjastach. Nie ulega wątpliwości, że kolosalne sukcesy gospodarcze Związku należy zapisać w znacznej mierze na karb tego entuzjazmu przodujących robotników. Ale przecie entuzjazm na taka skalę stanowi zjawisko gospodarcze, ma wyraźne odpowiedniki w różnicach gospodarczych. Militarno-sportowe dopingi, jak orderomania, rekordomania wybitnie i celowo rozwijana, to są środki skuteczne na krótką metę. Na dłuższą metę działają różnice zaopatrywania materialnego. Warstwa przodowników, szturmowców, którzy zapalają swym przykładem, wyznaczają normy dla reszty robotników, jest też zaopatrywana przez państwo w sposób wybitnie wyróżniający. A gdy zachodzi pewne obniżenie poziomu ogólnego to te różnice jeszcze się zwiększają.

Ogromne znaczenie ma usunięcie tych przeszkód, które ustrój kapitalistyczny stawia wysunięciu się zdolniejszych jednostek spośród mas pracujących. Zdolniejszy, silniejszy robotnik ma rzeczywiście możność szybkiego posuwania się w górę. Jeśli się czyta biografię „bohaterów pracy” w reportażach, beletrystyce sowieckiej, to przypominają się po trosze biografie żołnierzy napoleońskich, ich gwałtowne awanse. Jeśli przy tym czyta się w prasie sowieckiej słabo zawoalowane wywody o złym zaopatrzeniu robotnika, pogarszaniu jakości pokarmów itp. zjawiskach towarzyszących rozbudowie przemysłu, wzrostowi ogólnych dóbr, to trzeba też brać pod uwagę zjawiska rekompensujące, przynajmniej dla sporego odłamu robotników, niedostateczny poziom życiowy. Właśnie ogromne rozszerzanie aparatu biurokratycznego, przy wszystkich negatywnych gospodarczo stronach, pozwala na stałe wsysanie aktywniejszych elementów robotniczych przez aparat. To też tłumaczy obojętność warstwy przodujących robotników w stosunku do nadużywania przymusu, samowoli biurokracji, a w ostatecznej konsekwencji do spraw ogólnej demokracji. Z drugiej strony niewiele zrozumiemy biorąc pod uwagę sam fakt przejściowego obniżania poziomu życiowego w ciągu ostatnich lat, spadek faktycznych zarobków, wzrost skrępowania itd., bez uwzględnienia tego, co socjologowie mieszczańscy nazywają awansem społecznym.11

Jeśli Lenin podkreślał różność, odmienność interesów aparatu i klasy robotniczej, konieczność obrony i jej różnice uwzględnienia programowego, to nie po to, oczywiście, by robotników podburzać na państwo, ale, by uniknąć nadmiernych kosztów, które powodować musiało nieuznawanie tych odrębnych interesów. Uniemożliwienie możliwości tej obrony, zdanie całkowite na opiekuńczy aparat, nie zniosło samego faktu oporu. Opór ten istnieje, ale w związku z tym, co się wyżej powiedziało – przybiera formy pasywne, „żywiołowe”, pozbawione jakiejkolwiek postaci zorganizowania. Takim surogatem oporu jest słynna „płynność” siły roboczej, stanowiąca przecież pasywną formę walki ekonomicznej, nawiasem mówiąc, niemniej burząco wpływająca na przemysł, niż otwarta walka ekonomiczna. Masowa ucieczka z warsztatów pracy i przenoszenie się do innych wywołana jest dążeniem do poprawy zarobków i właściwie niepozbawiona jest skuteczności. Dla charakteru konfliktu charakterystyczne są sposoby walki. Jako przeciwdziałanie temu stanowi rzeczy wyszedł jak wiadomo w ostatnich trzech latach cały szereg dekretów rządowych, usiłujących przymocować robotników do danej fabryki, uniemożliwić im zmianę warunków pracy. Jeśli te dekrety do ostatnich prawie czasów nie były wykonywane, to dlatego, że aparat w wykonaniu zawodził. To wkroczenie na drogę przymusu pozaekonomicznego w stosunku do klasy robotniczej, w świetle ostatnich posunięć jest niezwykle stanowcze. (Dekrety przeciwko „progulszczykom”). Wprowadzenie przymusu paszportowego pozwala doprowadzić policyjną ewidencję ludności pracującej do maksymalnej dokładności. Do tych środków dochodzi jeszcze poddanie kooperatyw robotniczych bezpośredniemu zarządowi dyrekcji fabryk. Ukoronowała te posunięcia ostateczna likwidacja śladów autonomii związków zawodowych, jako możliwych ognisk zalegalizowanego oporu.

Doniosłość tych środków może być większa niż to sobie wyobraża niejeden z ich projektodawców. To jest doskonały komentarz do teorii zanikania klas i wykańczania gmachu socjalizmu przy nieustannym zwiększaniu siły państwa, wszechmocy władzy itd. Nie należy przypuszczać, iż ludzie, którzy takie koncepcje wprowadzają w czyn zdają sobie całkowicie sprawę z ich konsekwencji – działają oni pod naciskiem najbliższych konieczności lub tego, co sobie jako konieczność wyobrażają. W znacznej mierze celem ich jest obrona istniejącego dorobku administracji i zachowanie jej nienaruszonego autorytetu. Ale ten autorytet opiera się już na innych podstawach, niż wtedy, gdy opierał się przede wszystkim na zaufaniu mas. Nie ulega wątpliwości, że zapoczątkowane obecnie środki prowadzą do przejścia ekstensywnych form dotychczasowego oporu w bardziej intensywne. Robotnik, któremu uniemożliwiają „prześlizgiwanie” się obok systemu, koczownictwo z fabryki do fabryki, będzie usiłował jednak poprawić sobie warunki i wtedy zetknie się z systemem biurokratycznym twarzą w twarz. Skomplikowany system różniczkowania, stawka na wydzielanie przodowników robotniczych, może nie dopisać wobec trudności gospodarczych, korzeniami swymi tkwiących w całej dotychczasowej polityce.

Konflikty i wspólność

Te przeciwieństwa musiały znaleźć swój – osłabiony zresztą – wyraz w sprzeczności między ściślejszym aparatem rządzącym a szerszą organizacją masową – partią. Sprzeczność ta ma swoją dawną historię – nie będę jej tu streszczał. Jak zaznaczyłem, ograniczenia swobody wypowiadania się sięgają wcześniej niż obecny reżim. W każdym razie z tych przejściowych sporadycznych ograniczeń wysunięte zostały wnioski ostateczne – zakaz frakcji zrealizował się w zakazie wszelkich sporów politycznych i ideologicznych. Zasada nieomylności kierownictwa zamieniła całą pracę ideologiczną w pewien rytuał, wykazujący coraz mniej treści. Szereg przeróbek, przetasowań, oczyszczeń zdążał do sprowadzenia organizacji dołowych do roli prostego narzędzia dyrektyw z góry. Zerwanie z zasadami demokracji robotniczej musiało z natury rzeczy paraliżować samodzielne odruchy dołów. Ale jakkolwiek te organizacje nie posiadają żadnego czynnego wpływu na wypadki, to jednak przez rodzaj biernego oporu potrafią korygować cały szereg posunięć rządowych. Partia nie zatraciła charakteru organizacji klasowej, dołowe organizacje zmuszone pozostawać w stałym kontakcie z masami pod ich niekoniecznie milczącym naciskiem, osłabiają ostrze zarządzeń, szczególnie mocno dotykających interesów masy. Działa tu solidarność klasowa, ale często – też instynkt samozachowawczy. To w znacznej części tłumaczy ten zadziwiający na pierwszy rzut oka – często wprost pogromowy – charakter interwencji aparatowych w pracę całych dykasterii, czy to będą urzędy rolne, organizacje literackie itp. – o czym się wyżej mówiło. Nawet nasadzani z góry kierownicy na niższych punktach nie zawsze utrzymywali nakazaną pozycję, i często zmuszeni byli wlewać się w ogólne koryto oporu. (Tym też tłumaczy niewykonywanie znanych dekretów fabrycznych – o czym świadczy choćby ciągłe ich ponawianie od roku 1930). Rozluźnieniu wewnętrznej spoistości sprzyjał, oczywiście, kolosalny wzrost ilościowy. (W ciągu dziesięciolecia 1922-1932 z 401.800 do 1.632.816 członków). Charakteryzuje te przemiany zwrot w kierunku rekrutacji, który pomimo wszelkich pozorów, odbierał partii istotne cechy awangardy politycznej. W masowych mobilizacjach, w okresie pięciolatki, wystąpiły posunięcia nie zawsze jednolite, ale idące w jednym kierunku. Niewątpliwie na impuls z góry nastąpiło masowe składanie deklaracji przez całe oddziały fabryczne, omal nie zakłady całe, kołchozy itd. Członkostwo stawało się odznaczeniem, jedną z nagród za działalność gospodarczą danej osoby. Zaciąg stracił swój charakter indywidualny, wysortowujący jednostki aktywne politycznie. Charakterystyczny tutaj m.in. jest objaw szerokiego obejmowania ludzi starszych, robotników z długoletnim stażem fabrycznym itd. Zaznaczyć należy, iż zjawisko to różniło się od podobnego masowego rozszerzania kadr w okresie wojny domowej, gdy odbywało się w znacznej mierze na rachunek żywiołów posiadających przygotowanie polityczne, bardzo często nabyte w okresie walki z caratem w innych partiach socjalistycznych. Zaciągi ostatnie objęły ludzi, którzy uchowali się w stadium „apolityczności” przez całe dwa a nawet trzy dziesięciolecia. Oczywiście przez to kontyngent ludzi posiadających większe uświadomienie polityczne uległ dalszemu rozwodnieniu, przez to, co w Rosji nazywano z dawna elementem „obywatelskim” (w znaczeniu filisterstwa). Ten element dla swej apolityczności i organicznikowskiego nastawienia, często arrywistycznie i konserwatywnie usposobiony, z wielu względów najbardziej odpowiadał postulatom góry rządowej. Oczywiście szybko orientowano się, że ten z miesiąca na miesiąc olbrzymiejący instrument staje się coraz kruchszy i mniej pewny. Z drugiej strony prymitywna i niszczycielska nieraz metoda administrowania, z nieustannymi zgrzytami i trzaskaniem całych części wywoływała u dalej patrzącej części biurokracji żywe niezadowolenie, którego rezultatem były frakcje aparatowe, rysujące szczerby na zdawałoby się arcyspójnej ściślejszej grupie rządzącej.

Ta polityka organizacyjna dałaby się porównać z inflacją pieniężną. Jak tam przy pozorach powiększania sumy obiegu występuje rozwodnienie pieniądza, tak samo tutaj, w rezultacie wspomnianych posunięć nastąpiło stałe rozwadnianie siły organizacji miejscowych, przy zwiększeniu ilościowym. Ale podobnie, jak przy inflacji nieuchronnie pojawia się nowy pieniądz, który staje się rzeczywistym miernikiem wartości, tak samo w tym wypadku rozpuszczanie się partii rządzącej, wywoływało pojawienie się elementu zastępczego. Nastąpiło ono względnie niedawno w postaci wyznaczenia specjalnych grup, o różnych nazwach (na wsi w kolektywach nazywają się one polityczne, w fabrykach produkcyjne itd.). Obejmują one stopniowo całość kontroli nad stosunkami produkcyjnymi, wypierając dawne komórki, które oczywiście tracą na znaczeniu. Występuje tu zjawisko pewnego ścierania się o wpływy, w którym zwycięża, jak to łatwo przewidzieć, nowy przybysz. W ten sposób rząd otrzymuje na nowo instrument, o tyle pewniejszy od dawnego, że nie związany lokalnymi, bliższymi związkami z masą, zależny całkowicie od góry, gdy komórki mają jednak resztki charakteru delegacyjnego, wybieralnego.

Ten odnowiony aparat biurokratyczny, aczkolwiek wyłoniony ze starej organizacji i związany z nią, będzie z natury rzeczy starał się ograniczyć ją do zadań propagandowo-oświatowych, sprowadzić do roli czysto dekoracyjnej i zamknąć jej możliwości powrotu do dawnej roli, jako organizatorki politycznej szerokich mas. Tendencje owe trzeba brać w związku z faktyczną likwidacją związków zawodowych – obraz wieloletniego procesu likwidacji masowych instytucji przedstawicielskich zarysowuje się w całej swej logice. Słabą stronę tych metod stanowi fakt, że ich sukces możliwy jest tylko przy dalszym wzroście apatii i absencji politycznej mas.

Tutaj oczywiście trudno bawić się w daleko idące przewidywania czy proroctwa. W każdym razie przy ocenie tych dalszych perspektyw należy uwzględnić głębszy charakter przemian wprowadzonych przez przewrót w stosunkach społecznych i gospodarczych. Idą one w dwóch kierunkach.

Zmiana struktury gospodarczej kraju, ogromne wzmocnienie wagi przemysłu stanowi bez zaprzeczenia wzmocnienie potencjalnej siły proletariatu przemysłowego. Cokolwiek można by powiedzieć o sukcesach gospodarczych ostatnich lat, to ten fakt nie ulega wątpliwości. Jeżeli wyrażenie „słabości wzrostu” jest często nadużywane, to tu ono ma zastosowanie w każdym razie i nieźle oddaje istotę sytuacji. Zmiany te występują dziś w postaci raczej ekstensywnej, ale nie mamy powodu przypuszczać, by to mogło utrzymać się na dłuższy okres czasu.

Dalej temu wzrostowi ilościowemu towarzyszy niezaprzeczony wzrost kulturalny. Jeśli się mówi o parazytyzmie biurokracji, to należy przecież uwzględnić jej niewątpliwy patos kulturtregerski stanowiący niezaprzeczony łącznik jej z masą, przy całym chronicznym przekonaniu o niepełnoletności masy. Tutaj ma się do czynienia ze zjawiskami, których nie sposób zrozumieć jedynie na gruncie dzisiejszego układu stosunków, bo to działanie sięga daleko w przyszłość.

Powyżej próbowałem przedstawić istotne korzenie społeczne warstwy biurokratycznej, przyczyny wzrostu jej supremacji. Nieporozumienia wprowadzane przez niektórych autorów piszących na ten temat polegają na tym, iż wprowadzają tu oni koncepcje wiążące zjawienie się reżimu z określonymi osobami czy kierunkami u władzy. Wspomniałem już dlaczego autor „Co dalej” układa pewien kalendarz, w którym zjawienie się biurokracji związane jest z chorobą i ze śmiercią Lenina. Najelementarniejsze zapoznanie się z kwestią pozwala obalić te sztucznie skonstruowane daty. Ale te uproszczenia wspomnianego autora służą dla celów specjalnych, dla ustalania przybliżonej daty zgonu biurokracji. W swoich niektórych pracach autor wyznacza je w bardzo prosty sposób. Mówi o możliwości upadku reżimu biurokratycznego w ciągu 24 godzin („Oblicze społeczne państwa sowieckiego”) lub nawet wzywa do dezynfekcji i oczyszczenia kątów po biurokracji. To jest znowu wielkie uproszczenie, podobnie jak to wiązanie całej sprawy biurokracji wyłącznie z systemem stalinowskim. W ten sposób wspomniany autor sam zaprzecza swoim tezom, że biurokracja jest warstwą społeczną. Istnienia i zaniku warstw społecznych nie można wiązać z osobami i systemami. To demagogiczne uproszczenie, wykrzywienie kwestii, wprowadza ją na całkiem fałszywe tory.

Kwestii przezwyciężenia i likwidacji samowładzy biurokracji nie można przedstawić sobie w ten sposób. Jest to sprawa o wiele bardziej złożona. Walka proletariatu sowieckiego z biurokracją (naturalnie w ramach wspólnych interesów nowego ustroju), zapowiada się jako sprawa niezmiernie złożona i ciężka. Jest ona skomplikowana przez wrogie otoczenie krajów kapitalistycznych. Jeśli niezaprzeczony kryzys kapitalizmu, zatracenie przezeń żywotności, zdolności ekspansji, historycznie przesądza wynik walki między systemami socjalistycznym i kapitalistycznym, to sam przebieg poszczególnych starć poszczególnych etapów walki nie jest bynajmniej przesądzony.

Jak zaznaczyłem, zasadnicza jest tu zmiana podstawy gospodarczej, zniesienie prywatnej własności środków wytwarzania. To stanowi tę wspólną bazę interesów zarówno proletariatu, jak i biurokracji. W tym względzie biurokracja zainteresowana jest w zachowaniu zdobyczy rewolucji równie jak proletariat: jej tendencje „zachowawcze” spełniają w skali krajowej rolę rewolucyjną, tamują możliwość powrotu posiadaczy i wytworzenia się warstwy posiadaczy. Ale jeśli biurokracja broni w zasadzie podstaw dyktatury proletariatu, to jednocześnie zachłanność jej gospodarcza i społeczna zadaje ciężkie ciosy nowemu społeczeństwu. Ekspansja biurokratyczna w pewnej fazie przybiera charakter wręcz niszczycielski.

Zniesienie całkowite biurokracji na danym etapie rozwoju można uważać za niemożliwe – jest ona wytworem gospodarczych i socjalnych warunków okresu. Walka proletariatu z biurokracją możliwa jest tylko na płaszczyźnie ścisłego określenia granic obopólnych interesów – zupełnej jawności konfliktów. Możliwa jest ona jedynie na gruncie demokracji robotniczej. Ożywienie zamarłych instytucji przedstawicielskich – osłabienie zarządu arbitralnego, wzrost kontroli masowej – „odciążyłoby” zarazem pracę społecznie niezbędnych elementów zarządu biurokratycznego, i ułatwiło jego zadania. W tym względzie zasadniczej rozbieżności między obu warstwami nie ma.

Andrzej Stawar,
1934, Pod Prąd

  • 1Nawiasem mówiąc, stanowisko zajęte w tej dyskusji tłumaczy dlaczego Trocki taki nacisk kładzie na okres poleninowski w formowaniu się biurokracji i pomija w swej analizie okres wojny domowej i wczesnego NEP-u – w swojej polemice Lenin zwraca się przeciwko Trockiemu, jako jednemu z najskrajniejszych administratorów.
  • 2Trzeba podnieść, że dużo nieporozumień powoduje dwojakie pojmowanie terminu: biurokracja. Bardzo często używa się tego terminu dla określenia defektów urzędowania, zalewu przez papierki, ślamazarnego załatwiania spraw, szykan biurokratycznych. W tym znaczeniu dziś mówi się też o biurokracji w Związku Sowieckim, traktując ją jako pewną wadę społeczną, taką, jak pijaństwo, lenistwo, niestaranność w pracy itd. Nie trzeba dowodzić, że to nie ma nic wspólnego z pojęciem nadanym terminowi biurokracja w sensie warstwy zawodowo zajmującej się rządzeniem i oddzielonej od klasy robotniczej. Jeśli Lenin mówił: państwo robotnicze z biurokratycznym zwyrodnieniem, to nie miał oczywiście na myśli złego załatwiania papierków (czego nie brakło), ale powstanie w organizmie nowego społeczeństwa, tej właśnie wyosabniającej się warstwy, nowego dygnitariatu, pretendującego do specjalnych przywilejów. Najlepszym dowodem dzisiejszej „ewolucji” znaczenia, do którego doszła biurokracja jest popadanie w zapomnienie tamtego terminu i ujmowanie sprawy biurokracji w kategoriach moralno-dydaktycznych.
  • 3Kricman przyłącza ciekawe cyfry ilustrujące rezultaty tego ekspropriacyjnego rozmachu, który zaznaczył się w 1918 i 1919 r. i grubo przeskoczył dyrektywy z góry. (Według spisu z r. 1920 istniało 37.226 przedsiębiorstw rządowych, podczas kiedy właściwy organ gospodarczy Rada Gospodarki Narodowej kontrolowała 6.908, z czego znacjonalizowanych zaledwie 4.547 – przeszło 30.000 przedsiębiorstw było więc wywłaszczone poza dekretami, pozaprawnie). Rozproszkowanie gospodarki w tych warunkach ilustruje fakt, że 13,9% przypadało na przedsiębiorstwa z jedną(!) siłą roboczą, a 53,7% od 2 do 15 sił roboczych.
    Przeszło 18 tysięcy przedsiębiorstw nie posiadało w ogóle siły mechanicznej.
    Równie silnie działały tu stosunki wiejskie. Aczkolwiek państwo nie wtrącało się wówczas do produkcji chłopskiej, to jednak kontrolowało zbiory dla celów rekwizycyjnych. Dla trudności z tym związanych wystarczy wskazać na takie zdawałoby się mało zrozumiałe zjawisko, jak „ukrywanie” ziemi. (Istniejące nb. wszędzie, gdzie istniały rekwizycje). Ilość ziemi „ukrytej” przed państwem w 1920 r. statystyka sowiecka obliczała na 9 milionów dziesięcin posiewu samych zbóż. Trudności te próbowano przezwyciężać przez dalsze rozwijanie odpowiedniego aparatu.
  • 4Podczas, gdy w 1917 r. w urzędach zajętych było (w Rosji Europejskiej, dającej z pewnością około 90% wszystkich funkcjonariuszy państwowych) około 1 miliona ludzi, to w pierwszej połowie 1921 r. było w całym państwie 2.444 tysiące. W transporcie w 1913 roku pracowało 815.000 ludzi, w 1920 r. 1.229.000 (przy pięciokrotnym zmniejszeniu przewozów). W tym czasie liczba robotników przemysłowych spadła z 2.777.000 do 1.820.000.
    Tego ogólnego wzrostu liczby funkcjonariuszy nie należy spychać na konto rozszerzania działalności państwa. Słusznie zauważa wspomniany Kricman: „Liczba funkcjonariuszy państwowych rzeczywiście wzrastała również z tego powodu, ale tylko na rachunek zamiany dawnych ziemskich, miejskich, społecznych i prywatnych urzędów na państwowe. Samo przez się zjednoczenie w rękach państwa dawnych ziemskich, miejskich, społecznych i prywatnych urzędów i przedsiębiorstw (...) prowadziło nie do wzrostu, ale do zmniejszenia ogólnych liczb funkcjonariuszy wskutek zlewania jednorodnych przedsięwzięć (ich koncentracji) i zamknięcia zbytecznych” (str. 195).
    Że tu działały inne przyczyny wykazują prawie identyczne zmiany w wielkim przemyśle. Stosunek liczby funkcjonariuszy do ogólnej ilości pracujących wynosił w 1913 r. 6,4%, w 1920 r. już wynosił 13,5%. Tutaj już z pewnością działały nie przyczyny gospodarcze, bo te doprowadziłyby raczej do zmniejszenia liczby, ale przyczyny socjalno-polityczne.
    Trudności związane z chaosem gospodarczym i administracyjnym rozwiązywano przez tworzenie nowych urzędów i komisji, stąd mimo coraz ponawiających się redukcji, ilość funkcjonariuszy rosła w tempie katastrofalnym. Do tego dodać należy uwstecznienie struktury ludnościowej. „Znikły miliony robotników rolnych, zamieniając się w znacznej mierze w drobnych posiadaczy” (Kricman). Wedle prof. Strumilina robotników rolnych było w Rosji w 1917 roku około 2.100.000, w 1919 r. już tylko około 34.000.
  • 5Kwestia związku między likwidacją demokracji ogólnej dla mas i demokracji organizacyjnej może wydać się sporną. Sporne zwłaszcza wydaje się lokalizowanie tych posunięć w tamtym okresie. Wskazuje się na fakt, że jeszcze w latach 1923-24 kampanie wyborcze do sowietów były prawdziwymi kampaniami wyborczymi. Tłumaczyło się to tym, że instytucja „bezpartyjności” była świeża, że nie wyciągnięto tu wszystkich wniosków w sensie kontroli. To samo odnosi się i do demokracji w sprawach partii rządzącej. „Miękkie” załatwienie opozycji początkowych tłumaczy się świeżością i niepewnością w użyciu środków.
  • 6Trzeba pamiętać, że grunt był przygotowany jak nigdzie w świecie. Przekonanie o tym, że wprowadzenie socjalizmu stanowi osobliwszą misję ludu rosyjskiego, było od blisko stu lat stałym motywem w propagandzie radykalnej inteligencji rosyjskiej. Teorie te były rozwijane grubo przed Hercenem, który słusznie uważany jest za pierwszego ideologa ludowcowego. „Narodnicy”, jak wiadomo, dorabiali tutaj uzasadnienie gospodarcze (obszczyna). Zwalczana zacięcie przez marksistów, teoria ta niemniej odradzała się ustawicznie, przybierając coraz to nową postać. Jej rozpowszechnienie i trwałość tłumaczy dlaczego tak łatwo utorowała sobie drogę po rewolucji, w okresie kryzysu ideowego związanego z krachem rewolucji socjalistycznej w zachodniej Europie. Wtedy sprzeczność jej z marksizmem została usunięta w cień, aczkolwiek nie od razu, czego ślady przechowały się jeszcze w pierwszych teoretycznych wystąpieniach Stalina.
  • 7Dość spojrzeć na pierwsze stronice wszystkich dzisiejszych pism sowieckich: całkowite podrabianie się pod hasła wojny: front, mobilizacja, przerwanie frontu, kawaleria... Podczas gdy w okropnych warunkach wojny domowej po wielu wahaniach wprowadziliśmy jako środek czasowy order czerwonego sztandaru... to obecnie wprowadzono 4 czy ileś tam orderów („Biuletyn Opozycji” nr 31). Tutaj można przypomnieć wspomnianą już tezę o zawojowaniu zwycięzców przez kulturę zwyciężonych, ta szkoła kulturalno-administracyjna, którą przeszedł aparat sowiecki w znacznej mierze przypomina wojenną, przede wszystkim kulturę starej administracji – stąd nawet w sprawach rekonstrukcji gospodarczej środki wojenne wydają się najowocniejsze i najskuteczniejsze.
  • 8W środkowym roku pięciolatki, w r. 1930, przy ogólnej ilości zatrudnionych 13.129 tyś., było robotników w wielkim przemyśle 3.029 tyś., a funkcjonariuszy 4.596 tyś. (Dla porównania odpowiednie cyfry sprzed trzech lat w 1926/7: ogół zatrudnionych wynosił 10.990 tyś. – robotników w wielkim przemyśle 2.439 tyś., funkcjonariuszy 3.921 tyś.) W tym okresie wielkiego wzrostu przemysłu mamy wzrost robotników przemysłowych o 590 tyś., funkcjonariuszy o 675 tyś. Wszystko to, rzecz charakterystyczna, nastąpiło w okresie walki z biurokratyzacją pod hasłem redukcji biur. Wytwarzało się dość częste w tamtejszych stosunkach złudzenie perspektywy: każdy dziesiątek tysięcy nowych robotników w przemyśle witany był uroczyście grzmotem marsza triumfalnego, jednocześnie wszelakoż pojawiało się kilkanaście tysięcy nowych funkcjonariuszy, witanych wcale nie triumfalnie... i urąganiem na biurokratyzm. Niemniej ten wzrost był większy. I to idzie niby cień. Statystyka odnośna za rok 1931 inaczej ułożona wykazuje: w przemyśle wraz z funkcjonariuszami 5.114 tyś., grupy nieprodukcyjne 5.019 tyś., jeśli doliczyć urzędników i sztaby fabryczne znowuż ta grupa wykaże ekspansję większą niż tamta. Kolosalne powiększenie funkcjonariuszy dała zwłaszcza kolektywizacja: prasa sowiecka podaje wprost fantastyczne dane na ten temat.
    Oczywiście, że wartość zestawień takich jest zawsze względna – ale w danym razie porównanie dynamiki tych dwóch warstw mówi sporo.
  • 9W każdym razie można mówić o jakimś milionie ludzi wciągniętych do aparatu w okresie lat kilkunastu z fabryk (co przy kolosalnym rozszerzeniu biurokracji nie stanowi największej części). Z punktu widzenia polityki socjalnej to zjawisko ma ogromne znaczenie.
  • 10Oczywiście, o solidarności klasowej decyduje tu wspólność przeciwieństwa z burżuazją. Zniesienie własności środków produkcji, nacjonalizacja fabryk – oto najtrwalszy łącznik między proletariatem a biurokracją. Jeśli nawet biurokracja dąży do wydobycia dla siebie maksimum korzyści ze swej komenderującej pozycji, jeśli dąży do utrwalenia swego stanowiska warstwy arbitrażowej między proletariatem a chłopstwem, to jednak świadomość, że pozycja ta powstała na gruncie przewrotu, stawia z natury rzeczy granicę rozszerzenia się konfliktów, zakreśla im ramy wewnątrz reżimu, wyjście poza nie sprzeciwia się trwalszym interesom jednej i drugiej strefy.
  • 11Inna rzecz, że formy tego różnicowania są niesłychanie obnażone. Kolosalne znaczenie ma rozdział produktów przez państwo. Na tym przede wszystkim opiera się tworzenie uprzywilejowanych grup przodowników, „udarników”, wydzielanych starannie spośród ogólnej masy robotników i postawionych w szczególnie korzystne warunki, ale to jednocześnie powoduje, iż bardzo często otoczeni są oni wyraźną niechęcią reszty. Paradoksy ekonomiki sowieckiej powodują, że różniczkowanie to ułatwione jest przez istnienie podwójnego rynku produktów – oficjalnego i paskarskiego, co zwiększa efekt zaliczeń do różnych grup zaopatrzenia. Wobec tego, że podstawę zaopatrzenia stanowi deputat (pajok), którego wielkość jest różna dla różnych kategorii, to nawet dwaj robotnicy zarabiający jednakową ilość pieniędzy znajdują się w zupełnie odmiennej sytuacji, gdy deputat jednego z nich zaspakaja potrzeby żywnościowe na 60, a innego na 30%.

Comments