Otto Rühle a niemiecki ruch robotniczy

Gwiezdny Ruhle

W tym opublikowanym pierwszy raz w 1945 r. tekście Paul Mattick pisze na temat losów niemieckiego rewolucjonisty, członka i działacza lewicowo-komunistycznej organizacji AAUD Otto Rühle - jednego z najbardziej rozpoznawanych postaci ruchu rad, który współcześnie zaliczany jest jako jeden z teoretyków komunizmu rad. Nie jest to biografia personalna czy teoretyczna - dla Matticka Rühle stanowi bardziej reprezentację najbardziej radykalnego odłamu ówczesnego ruchu robotniczego, całkowicie sprzeciwiającemu się jego reformizmowi i opurtonizmowi. Mattick prześledza dzieje tego ruchu, pokazując jego największe ograniczenia, analizuje powody politycznej przegranej niemieckiej klasy pracowniczej, narodziny faszyzmu i jego bezpośrednie powiązanie z kapitalistycznym systemem dominacji i wyzysku.

Author
Submitted by Falanster on April 17, 2025

I.

Działalność Otto Rühlego w niemieckim ruchu robotniczym była związana z pracą małych i ograniczonych mniejszości w oraz poza oficjalnymi organizacji robotniczymi. Grupy, do których należał, nie miały w żadnym momencie realnego znaczenia. Nawet w obrębie tych grup zajmował szczególną pozycję; nigdy nie mógł całkowicie utożsamić się z jakąkolwiek organizacją. Nigdy nie stracił z oczu interesów klasy robotniczej, bez względu na to, jaką konkretnie strategię polityczną popierał w danym momencie. Nie patrzył na organizacje jako cel sam w sobie, ale jako medium do ustanowienia prawdziwych stosunków społecznych i pełnego rozwoju jednostki. Z powodu tego szerokiego spojrzenia na życie był czasami podejrzewany o apostazję, ale umarł tak, jak żył - jako socjalista w pełnym tego słowa znaczeniu.

W dziesiejszych czasach prawie każdy polityczny program i towarzyszące mu pojęcia postracały swoje pierwotne znaczenia; socjaliści mówią w sposób kapitalistyczny, kapitaliści używają retoryki pierwotnie utożsamianą z ruchem socjalistycznym a wszyscy wierzą we wszystko i nic. Sytuacja ta jest jedynie punktem kulminacyjnym długiego rozwoju, który został zainicjowany przez sam ruch. Jest teraz całkiem jasne, że tylko ci w tradycyjnym ruchu robotniczym, którzy sprzeciwiali się jego niedemokratycznym organizacjom i ich taktykom, mogą być właściwie nazywani socjalistami. Wczorajsi i dzisiejsi przywódcy pracy nie reprezentują i nie reprezentowali ruchu robotniczego, a jedynie kapitalistyczny ruch siły roboczej. Tylko stojąc poza nim można było pracować na rzecz decydujących zmian społecznych. Fakt, że nawet w dominujących organizacjach pracowniczych Rühle pozostał postronnym, świadczy o jego szczerości i uczciwości. Całe jego myślenie było jednak zdeterminowane przez ruch, któremu się sprzeciwiał i konieczne jest przeanalizowanie jego cech, aby zrozumieć jego samego.

Oficjalny ruch robotniczy niefunkcjonował ani zgodnie ze swoją pierwotną ideologią, ani z rzeczywistymi i podstawowymi interesami. Przez pewien czas służył jako narzędzie kontroli klas panujących. Tracąc swoją niezależność, musiał mierzyć się z prawdopodobieństwem swojego unicestwienia. Partykularne interesy w kapitalizmie mogą być realizowane tylko dzięki kumulowaniu władzy. Proces koncentracji kapitału i władzy politycznej zmusza każdy społecznie ważny ruch do podjęcia próby zniszczenia kapitalizmu lub służeniu mu. Stary ruch robotniczy nie mógł zrobić tego drugiego i nie był ani chętny, ani zdolny do zrobienia tego pierwszego. Zadowolony z bycia jednym monopolem wśród innych, został zmieciony na bok przez kapitalistyczny rozwój ku monopolizacji monopoli.

Zasadniczo historia starego ruchu robotniczego jest historią kapitalistycznego rynku z „proletariackiego” punktu widzenia. Tak zwane prawa rynku miały być wykorzystywane na korzyść towaru, siły roboczej. Kolektywna walka powinna prowadzić do jak najwyższych płac. Zdobywana w ten sposób „władza ekonomiczna” miała zostać zabezpieczona poprzez reformy społeczne. Aby uzyskać jak najwyższe zyski, kapitaliści zwiększyli kontrolę nad rynkiem. Ale ta opozycja między kapitałem a pracą wyrażała również tożsamość interesów. Obie strony dążyły do monopolistycznej reorganizacji społeczeństwa kapitalistycznego, choć z pewnością za ich działaniami nie kryło się nic poza ekspansywnymi dążeniami samego kapitału. Ich polityka i aspiracje, jakkolwiek bazowane na faktach i specjalnych potrzebach, wciąż były determinowane przez fetyszystyczny charakter ich systemu produkcji.

Pomijając fetyszyzm towarowy, jakiekolwiek znaczenie mogą mieć prawa rynku w odniesieniu do wyjątkowych fortun i strat, i jakkolwiek mogą być manipulowane przez tę czy inną grupę, w żadnym wypadku nie mogą być wykorzystywane na korzyść klasy robotniczej jako całości. To nie rynek kontroluje ludzi i determinuje dominujące stosunki społeczne, ale raczej fakt, że odrębna grupa w społeczeństwie posiada lub kontroluje zarówno środki produkcji, jak i narzędzia represji. Sytuacje rynkowe, jakiekolwiek by nie były, zawsze faworyzują kapitał. A jeśli tego nie robią, zostaną zmienione, odsunięte na bok lub uzupełnione bardziej bezpośrednimi, silniejszymi i podstawowymi siłami nieodłącznie związanymi z własnością lub kontrolą środków produkcji.

Aby przezwyciężyć kapitalizm, konieczne są działania poza relacjami praca-kapitał-rynek. Działania, które znoszą zarówno rynkowe jak i klasowe relacje. Ograniczony do działań w ramach kapitalizmu, stary ruch robotniczy od samego początku walczył na nierównych warunkach. Był skazany na zniszczenie samego siebie lub na unicestwienie z zewnątrz. Jego przeznaczeniem było albo wewnętrzne rozbicie przez własną rewolucyjną opozycję, która dałaby początek nowym organizacjom, albo skazanie na zniszczenie przez kapitalistyczną zmianę z gospodarki rynkowej na kontrolowaną gospodarkę rynkową i towarzyszące jej zmiany polityczne. W rzeczywistości stało się to drugie, ponieważ rewolucyjna opozycja w ruchu robotniczym nie zdołała się rozwinąć. Miała głos, ale nie miała władzy ani bezpośredniej przyszłości, ponieważ klasa robotnicza właśnie spędziła pół wieku na umacnianiu swojego kapitalistycznego wroga i budowaniu dla siebie ogromnego więzienia w postaci ruchu robotniczego. Dlatego nadal konieczne jest wyróżnianie ludzi takich jak Otto Rühle, aby opisać współczesną rewolucyjną opozycję, chociaż takie wyróżnianie jest całkowicie sprzeczne z jego własnym punktem widzenia i potrzebami robotników, którzy muszą nauczyć się myśleć w kategoriach klas, a nie w kategoriach rewolucyjnych osobowości.

II.

Pierwsza wojna światowa i pozytywna reakcja ruchu robotniczego na rzeź zaskoczyły tylko tych, którzy nie rozumieli społeczeństwa kapitalistycznego i sukcesu ruchu robotniczego w jego ramach. Ale tylko nieliczni rozumieli. Tak jak przedwojenną opozycję w ruchu robotniczym można skupić na literackich i naukowych produktach kilku osób, wśród których należy wymienić Rühle, tak „robotniczy sprzeciw” wobec wojny można również wyrazić w nazwiskach takich jak Liebknecht, Luksemburg, Mehring, Rühle i inni. To dość odkrywcze, że postawa antywojenna, aby w ogóle była skuteczna, musiała najpierw znaleźć przyzwolenie parlamentu. Musiała być udramatyzowana na scenie burżuazyjnej instytucji, co od samego początku wskazywało na jej ograniczenia. W rzeczywistości służył jedynie jako prekursor burżuazyjno-liberalnego ruchu antywojennego, któremu ostatecznie udało się zakończyć wojnę bez zakłócania kapitalistycznego status quo. Jeśli na początku większość robotników stała za większością wojenną, to w nie mniejszym stopniu stali oni za antywojenną działalnością burżuazji, która zakończyła się w Republice Weimarskiej. Hasła antywojenne, choć podnoszone przez rewolucjonistów, służyły jedynie konkretnej marce burżuazyjnej polityki i skończyły tam, gdzie się zaczęły - w burżuazyjnym demokratycznym parlamencie.

Prawdziwy sprzeciw wobec wojny i imperializmu wysunął się na pierwszy plan w dezercjach z wojska i fabryk oraz w powoli rosnącą samoświadomością ze strony wielu robotników, że ich walka z wojną i wyzyskiem musi obejmować walkę ze starym ruchem robotniczym i wszystkimi jego koncepcjami - na korzyść Rühle przemawia fakt, że jego własne nazwisko szybko zniknęło z listy honorowej opozycji wojennej. Jest oczywiście jasne, że Liebknecht i Luksemburg byli celebrowani aż do początku drugiej wojny światowej tylko dlatego, że zmarli na długo przed tym, jak walczący świat został przywrócony do „normalności” i ponownie potrzebował martwych bohaterów pracy, aby wesprzeć żywych przywódców, którzy prowadzili „realistyczną” politykę reform lub służyli zagranicznej polityce Bolszewickiej Rosji.

Pierwsza wojna światowa ujawniła bardziej niż cokolwiek innego fakt, że ruch robotniczy był nieodłączną częścią burżuazyjnego społeczeństwa. Różne organizacje w każdym kraju udowodniły, że nie miały ani zamiaru, ani środków do walki z kapitalizmem, że były zainteresowane jedynie zabezpieczeniem własnej egzystencji w ramach kapitalistycznej struktury. W Niemczech było to szczególnie oczywiste, ponieważ w międzynarodowym ruchu niemieckie organizacje były największe i najbardziej zjednoczone. Aby utrzymać to, co zostało zbudowane od czasu antysocjalistycznych ustaw Bismarcka, mniejszościowa opozycja w partii socjalistycznej wykazała się powściągliwością nieznaną w innych krajach. Wtem, wygnana rosyjska opozycja miała mniej do stracenia; ponadto oddzieliła się od reformistów i klasowych kolaborantów dekadę przed wybuchem wojny. Trudno też dostrzec w łagodnych pacyfistycznych argumentach USPD jakąkolwiek realną opozycję wobec socjalnego patriotyzmu, którym przesiąknięty był brytyjski ruch robotniczy. Ale to od niemieckiej lewicy oczekiwano więcej niż od jakiejkolwiek innej grupy w Międzynarodówce, a jej zachowanie w momencie wybuchu wojny było szczególnie rozczarowujące. Pomijając psychologiczne uwarunkowania jednostek, zachowanie to było produktem panującego w ruchu organizacyjnego fetyszyzmu.

someone

Ten fetyszyzm wymagał dyscypliny i ścisłego przestrzegania demokratycznych formuł - mniejszość musi podporządkować się woli większości. I chociaż jasne jest, że w warunkach kapitalistycznych te demokratyczne formuły jedynie ukrywają fakty, opozycja nie dostrzegła, że demokracja w ruchu robotniczym nie różniła się od demokracji burżuazyjnej w ogóle.

Mniejszość posiadała i kontrolowała organizacje, tak jak kapitalistyczna mniejszość posiada i kontroluje środki produkcji z całym aparatem państwowym. W obu przypadkach mniejszości na mocy tej kontroli określają zachowanie większości. Ale siłą tradycyjnych procedur, w imię dyscypliny i jedności, niespokojna i wbrew swojej lepszej wiedzy, antywojenna mniejszość poparła socjaldemokratyczny szowinizm. W niemieckim Reichstagu w sierpniu 1914 r. był tylko jeden człowiek - Fritz Kunert - który nie mógł głosować za kredytami wojennymi, ale nie mógł też głosować przeciwko nim, a zatem, aby zaspokoić swoje sumienie, całkowicie wstrzymał się od głosu.

Wiosną 1915 r. Liebknecht i Rühle jako pierwsi zagłosowali przeciwko przyznaniu rządowi kredytów wojennych. Przez dłuższy czas pozostawali osamotnieni i znaleźli nowych towarzyszy tylko w momencie, kiedy szanse na zwycięski pokój zniknęły w militarnym impasie. Po 1916 r. radykalna postawa antywojenna została wsparta i wkrótce pochłonięta przez ruch burżuazyjny poszukujący wynegocjowanego pokoju, ruch, który ostatecznie odziedziczył zbankrutowane zasoby niemieckiego imperializmu.

Jako profanatorzy dyscypliny Liebknecht i Rühle zostali wydaleni z socjaldemokratycznej frakcji Reichstagu. Wraz z Różą Luksemburg, Franzem Mehringiem i innymi, dziś już mniej lub bardziej zapomnianymi, zorganizowali grupę Internationale, publikując czasopismo o tym samym tytule w celu podtrzymania idei internacjonalizmu w walczącym świecie. W 1916 r. zorganizowali Spartakusbund, który współpracował z innymi lewicowymi formacjami, takimi jak Internationale Sozialist z Julianem Borchardtem jako ich rzecznikiem, oraz grupą skupioną wokół Johanna Kniefa i radykalnej bremeńskiej gazety [i]Arbeiterpolitik. Z perspektywy czasu wydaje się, że ta ostatnia grupa była najbardziej zaawansowana, to znaczy odeszła od tradycji socjaldemokratycznych w kierunku nowego podejścia do proletariackiej walki klasowej. To, jak bardzo Związek Spartakusa nadal trzymał się fetyszu organizacji i jedności, który rządził niemieckim ruchem robotniczym, ujawniło się w ich chwiejnej postawie wobec pierwszych prób reorientacji międzynarodowego ruchu socjalistycznego w Zimmerwaldzie i Kienthalu. Spartakusowcy nie byli totalnego zerwania ze starym ruchem robotniczym w kierunku wcześniejszego bolszewickiego przykładu. Wciąż mieli nadzieję na przekonanie partii do własnego stanowiska i starannie unikali niemożliwych do pogodzenia polityk. W kwietniu 1917 r. Spartakusbund połączył się z Niezależnymi Socjalistami [Unabhängige Sozialdemokratische Partei Deutschlands - USPD], którzy stanowili centrum starego ruchu robotniczego, ale nie byli już skłonni do ukrywania szowinizmu konserwatywnego większościowego skrzydła partii socjaldemokratycznej. Względnie niezależny, ale wciąż w ramach USPD, Związek Spartakusa opuścił tę organizację dopiero pod koniec 1918 roku.

III.

Podczas działania w Związku Spartakusa Otto Rühle podzielał stanowisko Liebknechta i Róży Luksemburg, które było atakowane przez bolszewików jako wewnętrznie sprzeczne. I było niespójne, ale z istotnych powodów. Na pierwszy rzut oka główym powodem wydawało się złudzenie, że SPD można zreformować. Miano nadzieję, że wraz ze zmieniającymi się okolicznościami masy przestaną podążać za swoimi konserwatywnymi przywódcami i poprą lewicowe skrzydło partii. I chociaż takie złudzenia istniały, najpierw w odniesieniu do starej partii, a później w odniesieniu do USPD, nie wyjaśniają one całkowicie wahań przywódców spartakusowców przed przyjęciem bolszewizmu. W rzeczywistości spartakusowcy stawali przez dylematami bez względu na to, w którym kierunku patrzyli. Nie próbując - we właściwym czasie - zdecydowanie zerwać z socjaldemokracją, stracili szansę na stworzenie silnej organizacji zdolnej do odegrania decydującej roli w oczekiwanych przewrotach społecznych. Jednak w świetle rzeczywistej sytuacji w Niemczech, w świetle historii niemieckiego ruchu robotniczego, dość trudno było uwierzyć w możliwość szybkiego utworzenia kontrpartii dla dominujących organizacji robotniczych. Oczywiście, prawdopodobnie bardzo możliwe było utworzenie partii w leninowski sposób, partii zawodowych rewolucjonistów, gotowych uzurpować sobie władzę, jeśli to konieczne, wbrew woli większości klasy robotniczej. Ale nie do tego aspirowali ludzie skupieni wokół Róży Luksemburg. Przez lata sprzeciwu wobec reformizmu i rewizjonizmu nigdy nie zmniejszyli dystansu do rosyjskiej „lewicy”, do leninowskiej koncepcji organizacji i rewolucji. W ostrych polemikach Róża Luksemburg wskazywała, że koncepcje Lenina miały charakter jakobiński i nie miały zastosowania w Europie Zachodniej, gdzie nie burżuazyjna, ale proletariacka rewolucja była na porządku dziennym. Chociaż ona również mówiła o dyktaturze proletariatu, oznaczało to dla niej, w odróżnieniu od Lenina, „sposób praktykowania demokracji , a nie jej zniesienia - miała to być praca samej klasy, a nie niewielkiej mniejszości w imieniu klasy”.

Entuzjastycznie witając obalenie caratu, Liebknecht, Luksemburg i Rühle nie stracili krytycznego podejścia do rzeczy - ani nie zapomnieli o charakterze partii bolszewickiej, ani o historycznych ograniczeniach rewolucji rosyjskiej. Niezależnie od bezpośrednich realiów i ostatecznego wyniku tej rewolucji, musiała ona być wsparta jako pierwsze przełamanie imperialistycznej falangi oraz jako prekursor oczekiwanej rewolucji niemieckiej. Wiele oznak tej ostatniej pojawiło się w strajkach, głodowych zamieszkach, buntach i wszelkiego rodzaju biernym oporze. Jednak narastający sprzeciw wobec wojny i dyktatury Ludendorffa nie znalazł organizacyjnego wyrazu w żadnym znaczącym stopniu. Zamiast iść na lewo, masy podążały za swoimi starymi organizacjami, które stały po stronie liberalnej burżuazji. Wstrząsy w niemieckiej marynarce wojennej i wreszcie listopadowy bunt były koniec końców prowadzone w duchu socjaldemokracji, czyli w duchu pokonanej niemieckiej burżuazji.

Niemiecka rewolucja wydawała się bardziej znacząca niż była w rzeczywistości. Spontaniczny entuzjazm robotników dotyczył bardziej zakończenia wojny niż zmiany istniejących stosunków społecznych. Ich żądania, wyrażane poprzez rady robotnicze i żołnierskie, nie wykraczały poza ramy burżuazyjnego społeczeństwa. Nawet rewolucyjna mniejszość, a w szczególności Związek Spartakusa, nie zdołała opracować spójnego programu rewolucyjnego. Ich polityczne i ekonomiczne żądania miały dwojaki charakter; zostały skonstruowane tak, aby służyły jako żądania akceptowalne przez burżuazję i jej socjaldemokratycznych sojuszników oraz jako hasła rewolucji, która miała pozbyć się burżuazyjnego społeczeństwa i jego zwolenników.

Oczywiście w oceanie przeciętności, jakim była niemiecka rewolucja, istniały rewolucyjne nurty, które rozgrzewały serca radykałów i skłaniały ich do podejmowania działań historycznie zupełnie nie na miejscu. Częściowe sukcesy, wynikające z tymczasowego oszołomienia klas rządzących i ogólnej bierności szerokich mas - wyczerpanych czterema latami głodu i wojny - podsycały nadzieję, że rewolucja może zakończyć się w społeczeństwie socjalistycznym. Tylko nikt tak naprawdę nie wiedział, jakie te społeczeństwo będzie wyglądało oraz jakie kroki należy podjąć, aby je urzeczywistnić. „Cała władza w ręce rad robotniczych i żołnierskich”, jakkolwiek atrakcyjne jako hasło, wciąż pozostawiało wszystkie istotne pytania otwarte. Walki rewolucyjne, które nastąpiły po listopadzie 1918 r., nie były zatem zdeterminowane przez świadomie opracowane plany rewolucyjnej mniejszości, ale zostały na nią zepchnięte przez powoli rozwijającą się kontrrewolucję, wspieraną przez większość społeczeństwa. Faktem było, że szerokie niemieckie masy wewnątrz i na zewnątrz ruchu robotniczego nie oczekiwały ustanowienia nowego społeczeństwa, ale przywrócenia liberalnego kapitalizmu bez jego złych aspektów: nierówności politycznych, militaryzmu i imperializmu. Pragnęli jedynie dokończenia reform rozpoczętych przed wojną, które miały doprowadzić do powstania dobroczynnego systemu kapitalistycznego.

Ambiwalentna polityka Spartakusowców była w dużej mierze wynikiem konserwatyzmu mas. Ich przywódcy byli gotowi, z jednej strony, podążać jasnym rewolucyjnym kursem pożądanym przez tak zwaną „ultralewicę”, a z drugiej strony byli pewni, że taka polityka nie może odnieść sukcesu w świetle dominującego nastawienia mas i sytuacji międzynarodowej.

Wpływ rewolucji rosyjskiej na Niemcy był ledwie zauważalny. Nie było też powodu, by oczekiwać, że radykalny zwrot w Niemczech będzie miał jakiekolwiek reperkusje we Francji, Anglii i Ameryce. Gdyby aliantom trudno było zdecydowanie interweniować w Rosji, napotkaliby mniejsze trudności w zdławieniu niemieckiego powstania komunistycznego. Wychodząc zwycięsko z wojny, kapitalizm tych narodów został ogromnie wzmocniony; nic nie wskazywało na to, że ich patriotyczne masy odmówią walki ze słabszymi rewolucyjnymi Niemcami. W każdym razie, abstrahując od takich rozważań, nie było powodu, by wierzyć, że niemieckie masy, zaangażowane w pozbycie się broni, wznowią wojnę z obcym kapitalizmem, aby pozbyć się własnego. Polityka, która najwyraźniej była najbardziej „realistyczna” w radzeniu sobie z sytuacją międzynarodową i która wkrótce miała zostać zaproponowana przez Wolffheima i Laufenberga pod nazwą narodowego bolszewizmu, była nadal nierealistyczna w świetle rzeczywistych stosunków władzy po wojnie. Plan wznowienia wojny z pomocą Rosji przeciwko alianckiemu kapitalizmowi nie uwzględniał faktu, że bolszewicy nie byli ani gotowi, ani zdolni do udziału w takim przedsięwzięciu. Oczywiście bolszewicy nie mieli nic przeciwko temu, by Niemcy lub jakikolwiek inny naród sprawiał trudności zwycięskim imperialistom, ale nie zachęcali do idei nowej wojny na dużą skalę w celu kontynuowania „światowej rewolucji”. Pragnęli oni wsparcia dla własnego reżimu, którego trwałość była wciąż kwestionowana przez samych bolszewików, ale nie byli zainteresowani wspieraniem rewolucji w innych krajach za pomocą środków militarnych. Zarówno podążanie nacjonalistycznym kursem, niezależnym od kwestii sojuszy, jak i ponowne zjednoczenie Niemiec w wojnie o „wyzwolenie” spod obcego ucisku nie wchodziło w rachubę z tego powodu, że te warstwy społeczne, które „narodowi rewolucjoniści” musieliby pozyskać dla swojej sprawy, były dokładnie tymi ludźmi, którzy zakończyli wojnę przed całkowitą klęską niemieckich armii, aby zapobiec dalszemu rozprzestrzenianiu się „bolszewizmu”. Nie mogąc stać się panami międzynarodowego kapitalizmu, woleli pozostać jego najlepszymi sługami. Nie było jednak sposobu na poradzenie sobie z wewnętrznymi kwestiami Niemiec, które nie wiązałyby się z określoną polityką zagraniczną. W ten sposób radykalna rewolucja niemiecka została pokonana, zanim jeszcze mogła powstać, zarówno przez nią samą, jak i przez świat.

Potrzeba poważnego rozważenia stosunków międzynarodowych nigdy jednak nie pojawiła się w niemieckiej lewicy. Być może była to najwyraźniejsza oznaka jej nieistotności. Nie postawiono też konkretnych pytań, co zrobić z władzą polityczną, gdy już zostanie zdobyta. Nikt nie wierzył, że na te pytania trzeba będzie odpowiedzieć. Liebknecht i Luksemburg byli pewni, że przed niemieckim proletariatem stoi długi okres walk klasowych bez oznak rychłego zwycięstwa. Chcieli go jak najlepiej wykorzystać, sugerując powrót do parlamentu i pracy w związkach zawodowych. Jednak już swoimi poprzednimi działaniami przekroczyli granice burżuazyjnej polityki; nie mogli wrócić do więzień tradycji. Zgromadzili wokół siebie najbardziej radykalny element niemieckiego proletariatu, który był zdecydowany uznać każdą walkę za ostateczną walkę z kapitałem. Robotnicy ci interpretowali rosyjską rewolucję zgodnie z własnymi potrzebami i własną mentalnością; mniej dbali o trudności czające się w przyszłości, niż o jak najszybsze zniszczenie sił przeszłości. Przed rewolucjonistami stały tylko dwie drogi: albo pójść na dno z siłami, których sprawa jest z góry przegrana, albo powrócić do owczarni burżuazyjnej demokracji i wykonywać pracę społeczną dla klas rządzących. Dla prawdziwego rewolucjonisty istniała oczywiście tylko jedna droga: pójść na dno z walczącymi robotnikami. To dlatego Eugene Levine mówił o rewolucjoniście jako o „martwym człowieku na urlopie”(„a dead person on furlough”) a Róża Luksemburg i Liebknecht poszli na śmierć praktycznie lunatykując. To zwykły przypadek, że Otto Rühle i wielu innych zdeterminowanych lewicowców pozostało przy życiu.

Comments